Saturday, December 27, 2008

Trzydziesci i trzy

Coz Izuniu,
czas nie stoi,
czas cie sciga,
czas cie goni.
Czas na zmiany.
czas na cuda,
jak sie wierzy,
to sie uda.
Nos do gory,
przestan sie mazac,
czas przestac jojczyc,
czas sie wykazac.
Czas zdmuchnac swieczki,
pomyslec zyczenie,
i popracowac nad jego spelnieniem.

Swieta i po swietach







Sunday, December 14, 2008

Emigracja

Obrazami pamietam, zapachami, smakami. Swiat, ktorego juz nie ma, ktory zniknal i powstal na nowo juz bez mego udzialu. Swiat, ktory sie zatrzymal iks lat temu w mojej glowie i trwa piekny, wypolerowany do bialosci, gladkosci kosci sloniowej ciaglym wspominaniem. Czasami nie potrzeba wiele, jakas zapomniana melodia, jakas sytuacja, ktora przypomni cos, kiedys... Czasami nie jestem na to przygotowana i boli, jak uderzy znienacka. Zapach trawy przypomni, zapach tej, skoszonej na Bloniach. Kubki smakowe przypomna sobie kebaba na Grodzkiej, obwazanka z sezamem, zupe grzybowa mojej mamy, lody "U Sliwy" na ulicy Krolewskiej. Zapach bywa najgorszy, jego nadejscia nie da sie przewidziec. Zmijowato wpycha sie w nozdrza i laskocze umysl od wewnatrz. Obrazy powoli zaczynaja blednac, mieszaja sie nazwy ulic, nazwy miejsc, imiona i nazwiska ludzi. A w mojej glowie zdarzenia jak siedem lat temu, odgrywane w kolko i od nowa, takie same, niezmienne, zapamietane.
Tata siedzacy na malym stoleczku i obierajacy ziemniaki pod zlewem, moj brat i jego kolekcja kamieni, oczywiscie mama, mama, mama. Tatry, Rynek o poranku, Myslenice, Warszawa, obrazy, moje fotografie wewnetrzne miejsc i ludzi.
Moja Polska juz sie zdarzyla, jest przeszloscia, juz sie nie zisci. Zamkniety na klodke rozdzial zycia, od ktorego klucz gdzies sie zapodzial.

Friday, December 12, 2008

Urodziny

Alkohol niszczy wszystko, zabija milosc, przyjazn, normalne zycie. Picie jest najwazniejsze. Jest wazniejsze niz zona, dzieci, dom, praca. Pijacego nie obchodzi nic poza alkoholem, ktory ma przed nosem. Nie obchodzi go dwoje dzieci siedzacych bez opieki w domu po to, zeby trzecie dziecko moglo pojsc do szkoly. Nie obchodzi go, ze zona musi odwolac skan glowy, na ktory nie moze pojsc z dziecmi. Nie obchodzi, ze pranie nie zrobione i nie ma w czym spac ani pojsc do szkoly i do pracy. Ma w dupie, ze go nie ma w domu przez dwadziescia cztery godziny i zona dostaje histerii (ot, glupia) myslac, ze moze jednak, moze tym razem cos mu sie jednak stalo. Oblewanie urodzin z kumplem przez dwie noce i jeden pelny dzien jest wazniejsze niz to, co ma we wlasnym ponoc domu. Nic to, ze kazde dziecko ma prezent, wlasnorecznie narysowana kartke, na stole czeka specjalnie ugotowany obiad, tort zostal kupiony i lody. Dzieci placza gdzie tatus a matka musi klamac, ze tatus poszedl niestety do pracy, chociaz od tygodnia trabil wszystkim o tym, ze wzial sobie spacjalnie wolne. Takie rzeczy sa wystarczajaco straszne na filmach, w normalnym zyciu po prostu lamia serce.
Sto lat Robert, mamy wszyscy nadzieje, ze miales super impreze urodzinowa.

Wednesday, December 3, 2008

...

Nie zastanawialam sie czy w ogole, zastanawialam sie tylko jak dlugo jeszcze. No i mam problem rozwiazany. Moj maz ma prace do czwartego stycznia...
W styczniu siedemdziesiat procent teatrow na Broadwayu zostanie zamknietych. Raczej mnie to nie dziwi, bo kogoz przy kryzysie ekonomicznym stac na pojscie na przedstawienie gdzie bilet kosztuje ponad sto dolarow od osoby? Chyba powinnam pakowac walizki i uciekac gdzie pieprz rosnie?

Monday, December 1, 2008

Po weekendzie pelnym przygod.

W czwartek obchodzilismy swieto Dziekczynienia, ktore bylo nawet mile i sympatyczne. Robert gotowal w zwiazku z tym ja zajmowalam sie dziecmi. Poszlysmy do parku a potem przez kolejne szesc godzin (taka jest srednia oczekiwania na posilek jezeli moj maz gotuje ;-) bawilam sie z dziecmi. Czytalysmy ksiazeczki, ukladalysmy puzzle, gralysmy w gry, bawilysmy sie zabawkami. Dzieci maja co wspominac az do kolejnego indyka. W piatek ojciec moich dzieci zrobil wszystkim uprzejmosc i pojechal polowac w swe rodzinne strony. Przy okazji poterroryzuje sobie swoja matke, brata, siostry i reszte rodziny a nie mnie ;-) Odetchnelam w ulga, cisza i spokoj, wolnosc i relaks. Jako inauguracje wspanialego weekendu pojechalysmy w piatek do Centrum Techniki, gdzie dzieciaki maja raj na ziemi. Wszystkiego mozna dotknac, wszystko sprawdzic, mozna pobawic sie w sklep, jest przedstawienie z pacynkami oraz absolutnie fenomenalny plac zabaw. Po czterech godzinach atrakcji dzieci dotarly do domu w stanie skrajnego wyczerpania, ale jakos dokulaly do obiadu a potem solidarnie padly spac az do bialego rana. W sobote poszlysmy do biblioteki, gdzie pani czytala ksiazeczki i spiewala piosenki, a nastepnie mozna bylo posiedziec przy stole przez dluuuugi czas i kolorowac, kiedy to mama buszowala radosnie po polkach z ksiazkami. Popoludnie poswiecilysmy na przygnebiajace, bezsensowne zajecia typu zakupy, sprzatanie i gotowanie, w zwiazku z tym nie ma sie nad czym rozwodzic. A w niedziele przyszla do nas kolezanka z dwojka dzieci i zrobilismy czterogodzinna impreze z tancami, obzarstem i zabawa. Dzisiaj przychodzi inna kolezanka po szkole i zrobimy powtorke z rozrywki, poniewaz trzeba wykorzystac fakt, ze chata wolna do jutra wieczorem. Troche mi zaczyna jednak kondycja siadac po tych wszystkich wybrykach, poniewaz po uporaniu sie z kryzysem pralniczym dzisiaj w nocy (do godziny drugiej nad ranem) nie udalo mi sie wstac o 7 rano i zaprowadzic Natalki na czas do szkoly. Spoznilysmy sie dwadziescia piec minut. Dzisiaj wypadaloby zrobic zielona noc i porzadnie sie schlac ;-), ale wtedy to juz chyba w ogole bym nie wstala.

Wednesday, November 26, 2008

Zjadliwie

Tak sobie czytam notatki innych ludzi na temat jak oszczedzac pieniadze. Przy kryzysie ogolnym. Ekonomicznym. Ludzie sie zastanawiaja nad ograniczeniem spozycia alkoholu. Ooooo! Nad ograniczeniem innych przyjemnosci oooooo. Zastanawiam sie jak my w ogole zyjemy z jednej pensji? Jak objawia sie u mnie kryzys? Pozbylismy sie samochodu, telefonow komorkowych, rezygnujemy z ubezpieczenia rodzinnego. Dzien w dzien kombinuje, wybieram, selekcjonuje, co, gdzie, jak kupic, co, gdzie, kiedy zaplacic. Zawsze do tylu, zawsze jakies zaleglosci. Szukam mniejszego, tanszego mieszkania, szukam innego, lepszego zycia. Jak inni ludzie zyja? Jak im sie udaje poskladac wszystko do kupy? Czy mnie nic nie wychodzi, albo idzie jak po grudzie bo jestem totalnym nieudacznikiem zyciowym?

Wednesday, November 12, 2008

Przebieranki, zebranki 2008.

W tym roku niestety same wrozki, rozdzki, skrzydelka, korony i tylko jedna porzadna czarownica ;-). Moze kiedys zyskamy na jakiejs oryginalnosci, wraz z wiekiem. Na razie na rozowo i landrynkowo.












Wednesday, October 8, 2008

To i owo, kolorowo


Jesienna modnisia, jak schudla to sie w koncu w ciuchy miesci ;-)

Po imrezie urodzinowej nastapil demontaz i dewastacja dekoracji, ktore wieszalam w pocie czola.

Uniwersalna technika jedzenia loda wodnego.

Zywot czlowieka zmeczonego.

Jestem sobie przedszkolaczek,
Mam warkocze i plecaczek.

Sunday, October 5, 2008

Zakochana, niezmiennie

Nie wiem juz nawet od ilu lat , wiem tylko, ze w tej materii nic sie nie zmienia. Zawsze moj numer jeden, moje lakarstwo na wszystkie smutki i moj afrodyzjak. Zawsze przy mnie na dobre i na zle. Dzisiaj dla mnie zaspiewal. Bylam prawdziwa ja, obnazona i egoistyczna i ON.
Muzyka przeniknela kazda moja komorke, rozsadzila umysl. Slowa tego nie opisza. Glos, aranzacje piosenek niesamowite. Tylko pewien niedosyt pozostanie, ze krotko, jeden bis i wszystkich wykopali do domu. A ja moglabym i cala noc i bez konca ;-)


Saturday, October 4, 2008

Z jesienia

Do domu zaczal upychac sie zwierzyniec zewnetrzny. Muchy zdarzaja sie jedynie sporadycznie, glownie te male owocowki, doprowadzajace mnie do szalu, ktore lapie na reke. Komary to wycwanione amerykanskie mutanty, ktore nie dosc, ze maja barwy ochronne, czarne w biale plamki i ciezko je namierzyc, to jeszcze sa takie sprytne, ze nie chowaja sie pod sufitem jak porzadny polski gatunek, tylko w najbardziej trudnych miejscach. Sa jeszcze takie wielkie obrzydliwe pseudo stonogi, ktore ciezko jest dogonic, ze wzgledu na przewage nog zapewne. Odwiedzaja nas pajaki, jakies smetne mrowki placza sie po podlodze. No i oczywiscie przypomniala sobie o nas mysza. Byla w zeszlym roku ale inteligentnie przestala przychodzic w odwiedziny kiedy to Robert wystawil klejolapki, malo humanitarne w moim mniemaniu i powiedzialam, ze nie ma mowy. Otoz powyzsza wrocila i czula sie tak, jakby to cale zarcie lezalo pod stolem specjalnie dla niej a nie dlatego, ze mamy na przyklad balagan. Zatrudnilam w zwiazku z tym mojego mysliwego, bo juz od trzech lat sie marnuje i niczego nie upolowal. Na szczescie naganianie przy moim skromnym udziale zakonczylo sie sukcesem i maz obrosl w piorka pawie.

Wypuscilismy zakladnika w krzaki. Niestety zdaje sie byla to mama mysz, bo po paru dniach wyszla w srodku dnia mala myszka, pewnie glodna i szukajaca mamy, poniewaz byla bardzo zagubiona i zdezorientowana. Ja z kolei zlapal kolega po przestawieniu paru mebli. Kosz mamy pod reka na wypadek objawienia sie reszty mysiej rodziny, teraz juz jestesmy profesjonalisci.

Friday, October 3, 2008

Czterolatka


Ania przez rok bardzo sie zmienila. Wyrosla, schudla i rozkwitla. Chetnie chodzi do szkoly, po krotkotrwalym kryzysie, w domu organizuje sobie czas. Najchetniej bawi sie sama, za zamknietymi drzwiami. Uklada niekonczace sie kompozycje z zabawek, urzadza rozne scenki i inscenizacje. Moja najwieksza indywidualistka, wszystko robi inaczej, po swojemu. Kochajace dziecko, umiejace sobie radzic w zyciu. Lubi byc w centrum zainteresowania i popisywac sie przed ludzmi, ktorych zna, bo poza tym jest niesmiala. Niestety najmniej odporna na choroby, alergiczna i astmatyczna, trzese sie nad nia moze troche za bardzo, ale pamietam jak to ze mna bylo. Aniu wszystkiego najlepszego, jestem z Ciebie bardzo dumna.


Saturday, September 6, 2008

Codziennosc

W zalozeniu to wszystko jest proste. Wszyscy maja byc zadowoleni i zadbani, maja miec czyste twarze,zeby i podtarte tylki. Maja byc nakarmieni i miec zapewnione to, czego potrzebuja. Mezczyzna rowniez. Z tym, ze on dodatkowo jeszcze wymaga odessania nadmiaru plemnikow, padajacych mu na mozg. Mieszkanie powinno byc z wygladu mile dla oka. Wymaga to troche czasu i nakladu energii ale nie za duzego wysilku intelektualnego. Kluczem jest prawidlowa organizacja. Kobieta nie powinna zalatywac wczorajszym oddechem i nieswiezymi pachami. Powinna znalezc w sobie sile i energie na caly dzien i noc rowniez. Powinna byc wsparciem i opoka. Powinna zajac sie wszystkimi wokol niej najlepiej ze spiewem na ustach. Wybierajac stary model zycia z zamierzchlych czasow mezczyzna pracuje, dzieci zdobywaja wiedze w instytucji a kobieta siedzi w domu. Kiedy opanuje ona inteligentne trzymanie jezyka za zebami wszyscy sa szczesliwi. Dni plyna, niby kazdy inny a wszystkie do siebie podobne.
Et, szare zycie dopadlo mnie na pare chwil...

Thursday, September 4, 2008

Pierwsze Koty...

Szkola. Natalia i Ania bardzo lubia i owszem. Nawet jednej lzy nie uronily z tesknoty za swoja biedna matka i z powodu traumy rozstania. Po wymuszeniu calusa na do widzenia poszly i nawet sie nie obejrzaly. U Ani dzieci placza i zgrzytaja zebami. Ona sie wstydzi i malo odzywa ale prze do szkoly z zacieciem i ochota wielka. Duzo opowiadapo wyjsciu, wiele wrazen. Natalia na dzien dobry dostala kartke zakupow na trzydziesci pozycji. Zostawianie i odbieranie Natalki to jedno, wielkie zamieszanie. Jakos sobie zle zorganizowali to wszystko. Rodzice i dzieci kotluja sie na kupe, autobusy szkolne trabia, jacys rodzice bez mozgow parkuja na miejscu dla autobusow, bol glowy, koniec swiata. Najgorsze to odebranie Ani i przejscie z jednej szkoly do drugiej po Natalke. Mam na to dwadziescia piec minut czasu i kurcgalopkiem zajmuje mi to dwadziescia piec minut czasu. Dzisiaj przy trzydziestu stopniach pot lecial mi ciurkiem z czola i zalewal oczy. Glowa tetnila z wysilku i goraca. Sentymentalnie pomyslalam sobie, ze nie wiem jak dawalam rade w zeszlym roku. Przeciez tam bylo dalej?
A jeszcze nawet zadania nie dawali.
Pytam mojej wyrodnej pierworodnej: "A tesknilas za mamusia w szkole?" I strzelam zachecajacy usmiech jaka to jestem fajna, warta tesknoty i w ogole. A Natalka mowi: "Nie". No to robie odpowiednio zasmucona mine, poniewaz co jest do cholery, taka zmije mala sobie na lonie wyhodowalam? I Natalka moje kochane, realistyczne, pragmatyczne dziecko szybko dopowiada: "Ale dalej ciebie kocham?"
Reasumujac szkola moze jest i dobra dla dzieci ale dla rodzicow (przynajmniej dla mnie) to ciern w tylku. Te tony papierow, korespondencja z nauczycielka, jakies zbieranie funduszy dla szkoly ze sprzedazy jakis rzeczy, ktorych czlowiek nawet nie potrzebuje, dostarczanie jakis materialow typu sztuczne kwiatki, milion innych pierdul. Gdyby nie dwie godziny z jednym dzieckiem na stanie kiedy to panuje cisza i spokoj w domu to chyba nie lubilabym szkoly moich dziec
i.

Thursday, August 21, 2008

Pisuar dla nieletnich

Z cyklu: czego to Amerykanie nie wymysla.
Poszlysmy dzisiaj po raz pierwszy w odwiedziny do kolezanki Natalki ze szkoly. Wczesniej sie przeprowadzali i nie bylo okazji. Ogladamy mieszkanie: tu kuchnia, tu sypialnia, tu kopa zabawek. Tadida. I patrze, a to co tutaj w kaciku stoi? No niech ja skonam. Nocnik to przezytek, istny dinozaur. Teraz mozna sobie chlopczyka wytrenowac na miniaturze pisuaru, ktory moze stac w dowolnym punkcie domu. Jakby sie czlowiek uparl, to moze nawet wziac ze soba na wycieczke. U gory nalewa sie wody, zielony przycisk sluzy do splukiwania a wszystko leci na dol do zielonej szuflady, ktora mozna wyjac i oproznic do duzej toalety. Calosc wyglada zachecajaco i estetycznie, jak usmiechnieta buzia. Nic tylko miec chlopczyka i mozna szalec ;-). Komu, komu? Cudo kosztuje 39.99... , pewnie plus podatek.

Thursday, August 14, 2008

Refleksyjnie

W zyciu mialam kilka milosci, kazda z nich miala inny charakter. Pierwsza milosc - zaczarowana. Wszystko bylo ekscytujace i nowe, pierwsze doswiadczenia, wielkie uniesienia. Wszystko palcem po wodzie pisane, niedopowiedziane. W zlym czasie sie spotkalismy, za wczesnie. Dziwnie sie skonczylo, ale wspomnienia zostaly do tej pory szczegolne. Sentyment i czar pierwszej milosci pozostaje do konca zycia. Druga milosc - przyjacielska. Pomylilam sie i w efekcie wykorzystalam. Zmarnowalam drugiemu czlowiekowi pare lat zycia majac nadzieje, ze z przyjazni i przywiazania zrodzi sie cos wiecej. Do tej pory mi smutno, ze tak egoistycznie potrafilam zranic. Trzecia milosc - niemozliwa. Dzielilo nas wszystko. Miejsce, poziom intelektualny, nawet wzrost. Strach, ze dzieli nas wiecej niz laczy. Strach zmiany i poswiecenia. Musialabym zostawic wszystko co znam i przeniesc sie w zupelnie inny swiat. Nie mialam nawet swiadomosci czy to wszystko bylo na powaznie. Czwarta milosc - zakazana, najbardziej bolesna. Facet ze zobowiazaniami. Pare lat mi zajelo zeby sie pozbierac, chociaz od poczatku sobie tlumaczylam, ze i tak nic by z tego nie bylo. Nigdy nie chcialam zranic osob postronnych. Nigdy nie chcialam miec wszystkiego, tej drugiej osoby w pelnym wymiarze. Piata milosc - wyboista droga. Pelna niespodzianek, probujaca sie przebic przez problemy zycia codziennego. Jest bardziej dojrzala, bardziej swiadoma, osadzona na trwalszych fundamentach. Dostarcza skrajnych emocji, balansuje na krawedzi. Ciagle sie jej ucze...

Monday, August 11, 2008

Milosc kwitnie!

Najnowszy, tymczasowy czlonek rodziny. Mega w calej rozciaglosci.


To moja pieszczoszka, nie bede klamac, ze jest inaczej.

Trzy opiekunki, gdyby mogly to zaglaskalyby na smierc ;-)

Sunday, August 10, 2008

Niedziela

To mi sie juz przypomnialo, co mi sie zapomnialo. Jak ten cholerny pies ciagnie na spacerach. Jest sredniego wzrostu ale sily ma jak dog arlekin. Cala droge, smycz napieta, reka wyrwana z zawiasow i pol galopik. Pies dyszy astmatycznie ale wcale go to nie spowolnia. Zatrzymuje sie tylko na przerwe siku/kupa piec sekund. Po powrocie z ostatniego spaceru, a ma sie on odbyc wedle sciagi jaka dostalam o jedenastej wieczorem (kiedy to padam na pysk i rzeze pod nosem), zakazane jest dawanie wody. Jak pies przydeptuje sobie wywalony ozor, bo po calym wyscigu jest zmachany. Jak oni mu moga wody nie dawac??? To daje tej wody a rano pobudka szosta trzydziesci rano. Rozklejam zaropiale oczy, przegrzebuje wlosy reka, wsadzam na siebie byle co i pies mnie ciagnie po okolicy gdzie chce a ja tylko podgladam przez szpare jednego oka zeby nie walnac w drzewo. Do tego jeszcze mialam taki sfietny pomysl zeby zrobic pierogi ruskie. Ze skapstwa zapewne, poniewaz dwanascie pierogow kosztuje cztery dolary. Dzieci jedza to wszystko i chca wiecej. Pamietam te czasy niedawne kiedy to taka tacka wszystkie sie moglysmy najesc. Przed oczami mialam wiec wizje wyprodukowania duzej ilosci zapasow do zamrazarki i zycie w szczesciu i dostatku pierogowym. Do robienia ciasta na pierogi trzeba miec inna kondycje o czym mi sie zapomnialo. Inna niz do pchania wozka wazacego ponad 80 kilo. Inny zestaw miesni sie w to aktywnie angazuje. Organizm w szoku. O istnieniu pewnych miesni to nawet nie wiedzialam. Po skumulowaniu bolu posiadania walnietego psa i bolu robienia ruskich pierogow, ktore musze teraz sama zrec (bo przeciez "one sa dobre mamo! ale smakuja inaczej! one sa dobre inaczej! ja wole te ze sklepu!") boli mnie wszystko. Najbardziej ramiona, plecy i rece wyrwane ze stawow. W lodowce marnuje sie polowa farszu na pierogi, poniewaz zrobilam go duzo i mialam doprodukowac ciasta. Zamiar istnial wczoraj i dzisiaj ale nie wyszedl poza ramy niesmialych planow. Jeszcze jest jutro ale chyba tylko po to zeby farsz zaliczyl celnego strzala do kosza na smieci.
Dobrze, ze na placu zabaw istnieje zrodelko z woda gdzie moje dzieciaki pompuja woda balony i maja zajecia na pol godziny kiedy to moge z ulga zwalic sie na lawke z gracja worka ziemniakow i zawisnac na niej jak zuzyty spadochron. I to sie wtedy nazywa relaks!

Saturday, August 9, 2008

Mega

Ponad rok temu znalazlysmy na ulicy pieseczke, ktora spedzila z nami poltora tygodnia kiedy to usilowalam odnalezc jej wlasciciela. Niestety nie udalo sie, moim zdaniem dlatego, ze ktos sie jej po prostu pozbyl. Psa wzial do siebie wlasciciel naszego mieszkania, kiedy to juz coraz trudniej mi bylo zdecydowac co z nia zrobic. Szybko sie do niej przywiazalam. Przede wszystkim dlatego, ze nie czulam sie taka samotna a poza tym ona lubila z calej rodziny najbardziej mnie ;-). Wlasciciel mnie poprosil o przysluge. I od dzisiejszego popoludnia opiekujemy sie psinka, poniewaz jej panstwo pojechali na wakacje na 9 dni. Polozylam juz dzieci spac, zaraz pojdziemy sobie na spacerek. Pieseczka duzo nie urosla, troche przybrala cialka a poza tym nic sie nie zmienila. W dalszym ciagu rwie smycz jak szalona i lubi sie zsikac w mieszkaniu. I patrzy na mnie tymi cudnymi slepiami a mnie wszystko mieknie w srodku. Dzieci sie ciesza i otaczaja Mege zwarta masa i stuprocentowym zainteresowaniem. Dla niej to raczej nie beda wakacje, jezeli bedzie miala okazje sie wyspac to zapewne tylko po nocach i po powrocie do domu ;-).

Tuesday, July 29, 2008

Krok do przodu, krok do tylu.

Niektorym ludziom w zyciu sie wiedzie: egzaminy zdaja w pierwszym terminie, koncza dobre studia, znajduja sobie dobra prace, ktora lubia, dzieci im zdrowe sie rodza, wszystko maja poukladane i normalne. Jak sobie cos zaplanuja to wszystko im idzie jak po sznurku, bezproblemowo. Jest rowniez druga kategoria, ci, ktorym wiatr wieje w oczy, nie wychodzi im, chocby chcieli, natykaja sie na powalone klody pod nogi, rozbite butelki i skorki od banana. Tacy ludzie maja na imie na przyklad Iza i Robert. Za cokolwiek by sie nie chwycili to idzie jak pod gore, z problemami i powoli. Nieraz jest tak, ze idzie a nastepnie stanie i sie cofnie.
Czasami az wierzyc mi sie nie chce, ze udalo mi sie dostac zielona karte. Ale i to bylo rozwleczone w czasie jak guma od majtek.
Zapisywanie Ani do szkoly byla batalia trwajaca nieprzerwanie od lutego. Interesowac sie tym zaczelam juz duzo, duzo wczesniej. W ktora strone sie nie obrocilam - problem.
Widocznie musialam przetrawic swoja dzialke nerwow, poniewaz sprawa miala nieoczekiwany final. Udalo mi sie Anie umiescic w szkole, ktora byla na pierwszym miejscu mojej listy. Bylysmy tam dzisiaj poogladac i zeby i nas sobie poogladali. Wyglada sympatycznie.
Oczywiscie w mym szczesciu tkwi haczyk, mianowicie Natalia i Ania beda wychodzic ze szkoly o tej samej porze a szkoly sa od siebie oddalone o 25 minut drogi pieszej...

Saturday, July 26, 2008

Nerven

Moglby ktos zapytac czym to ja sie ostatnio zajmuje, ze mnie nie ma? Otoz glownie dziecmi: dostarczam im rozrywki i pozywienia, sporadycznie obmywam je z brudu. Niestety nie jest to wszystko do szczescia im potrzebne. Musze rozwiazywac dziesiatki codziennych konfliktow, kiedy to dzieci wyladowuja na sobie szereg (dla nich kluczowych) frustracji. Najwieksze boje tocza Ania i Dominika. Efekty spiec to glownie rzewne placze, rozdzierajace wrzaski, rekoczyny i niekontrolowane rzuty cialem w kierunku przeciwnika. Natalka rowniez potrafi sie zdenerwowac, chociaz w sumie jest najbardziej pogodnym z moich dzieci. U niej sprawa jest prosta: kiedy nie podejmuje akcji w kierunku realizacji jej widzimisie - nastepuje drastyczna reakcja. Poziom emocji w naszym gospodarstwie domowym jest niezmiennie wysoki. Chociaz przy problemach mych dzieci moje wlasne zapewne jawia sie bzdura to ja takze sie denerwuje i zzeraja mnie nerwy. Przeszlam juz kazde mozliwe stadium i objawy takowych. Poczawszy od mrowienia pod skora, trzesiawki, lomotania serca, poprzez brak apetytu, snu, checi i ochoty do wszystkiego a skonczywszy na miotaniu sie, wrzaskach i probie rekoczynow. Skromnie nie wspomne o tonie wylanych lez. Ostatnio natomiast pojawilo sie cos nowego: wszystkie emocje wewnetrzne, ktore do tej pory warzyly sie jak zupa w garnku, parujac i bulgoczac stwardnialy i przeksztalcily sie w jeden zimny, twardy kamien wscieklosci. Po tak zaistnialej metamorfozie juz jestem spokojna. Juz sie nie miotam, nie denerwuje. Jestem tylko na zimno wsciekla i ten wsciek rosnie we mnie i rosnie. Zamierzam pielegnowac go w sobie, chuchac na niego i dmuchac az znajde dla niego praktyczne zastosowanie. A wtedy niech zadrzy osoba, na ktora skieruje sie oko mego gniewu.
A co tam u Was ;-)))?

Thursday, July 24, 2008

Krociutko

Siedze sobie w kuchni wykonujac jakies nieskomplikowane czynnosci typu gotowanie obiadu i dla dodania animuszu spiewam glosno i falszujac "Pszczolke Maje". Przychodzi moja pierworodna i mowi: "Are you missing some music MAMA???". Po czym zalacza odbiornik radiowy i pokretlem zgrabnie zglasnia.
Kurtyna...

Monday, June 23, 2008

I jak bylo?

Chlopcy z The Cure sie postarali. Bylo swietnie. Dali ponad trzygodzinny koncert, podczas ktorego zagrali wszystko to, co powinni a nawet wiecej. Robert wygladal lepiej, niz dziesiec lat temu i nie szczedzil wszystkich swoich firmowych chwytow. Wznosil rece ku niebu, rozmazywal sobie makijaz po twarzy, odstawil calkiem niezly plas pare razy, wprawiajac wszystkich w ekstaze. Rozbawial tez wszystkich swoimi wypowiedziami, ale wstyd przyznac nie zrozumialam ani slowa. Podczas trzykrotnego bisowania wspial sie na schody po prawej stronie publicznosci i zabalansowal na krawedzi robiac jaskolke, czym przyprawil ochroniarzy prawie o atak serca. Tak, ze jak juz przeszedl na druga strone sceny to mial obstawe i przed soba i za soba rowiez. Co za przezycie! Dwa razy doprowadzili mnie na skraj lez a trzy razy do granicy orgazmu. I nie przeszkadza mi, ze nowe piosenki to dalekie echa starych przebojow. Dla mnie liczy sie to, ze na rozpoczecie i na zakonczenie zagrali kawalki z mojej ulubionej plyty "Bloodflowers". I najwazniejsze jest to, ze glos Roberta sie nie zmienil, jest rownie piekny co zawsze. Wczorajszy dzien musialam odchorowac, coz starosc nie radosc. Kolana bolaly, plecy rowniez, glos zachrypniety od wrzaskow. Dzis jeszcze w glowie mi gra muzyka.
Pare rzedow ode mnie siedzial z brzegu ktos, kto wygladal calkiem jak Bruce Willis. Mial na glowie charakterystyczny kapelusz, ktorym genialnie zwracal uwage. Wprowadzal duze zamieszanie wokol siebie, ludzie pokazywali go sobie palcami, robili mu zdjecia. Bylo z nim jakies mlode towarzystwo, obwieszala sie na nim jakas mloda laska i caly czas tylko wszyscy lazili wte i wewte. Normalnie to jest moim bohaterem ale na tym koncercie moglabym mu dokladnie dac w morde ;-). Jak on smie przylazic jak moj Robercik spiewa i zachowywac sie jak idiota? Dobrze, ze w polowie sie zmyli bo moglabym nie zdzierzyc, pewnie poszli na jakas inna impreze.
Teraz nalezy zorganizowac sobie telefon z opcja robienia zdjec i nagrywania i przygotowac sie na jeszcze wspanialsze wydarzenie, czyli koncert Mojego Ulubionego Artysty, ktory przyjezdza do mnie w pazdzierniku. Nie wiem czy moje slabe serce to wytrzyma...

Friday, June 20, 2008

A jutro wieczorem

Widzialam ich mniej wiecej dziesiec lat temu. Bylo fantastycznie, specjalnie w tym celu wybralam sie z Krakowa do Lodzi. Ilosc wspomnien z nimi zwiazana jest przytlaczajaca. Jutro wielki dzien, jestem podekscytowana, pomalowalam paznokcie na czarno, wykopalam czarny podkoszulek i obcisle dzinsy. Glanow niestety nie posiadam, nie posiadam innych wyskokowych ciuchow. Jeszcze tylko musze napakowac duzo makijazu na twarz przed wyjsciem zeby ponkonkurowac z Robertem ;-). Mam nadzieje, ze sie jeszcze calkowicie nie rozsypal pod swoja tapeta i glos ma jak trza ;-). Zdjecie dokumentuje widok jaki bedzie sie przede mna rozprzestrzenial z rzedu w ktorym bede sie znajdowac, bo nie mysle, ze siedziec.


I jeszcze raz sie pochwale zeby nie bylo watpliwosci ;-).


Thursday, June 5, 2008

...

Wyszlam z mojej pozornie bezpiecznej rozowej chmurki. Luski opadly mi z oczu. Zobaczylam wszystko tak, jak wyglada naprawde nie tak jakbym chciala to widziec albo jak mi sie wydawalo, ze jest. Doszlam do wniosku, ze dluzej tak zyc nie moge. Jest pare wyjsc z tej sytuacji, tylko trzeba sie na ktores zdecydowac. Jak juz podejmie sie raz decyzje to potem bedzie juz latwiej. Potem trzeba juz tylko byc konsekwentnym. Gdyby tylko mozna bylo zabic w sobie uczucia i emocje wszystko byloby takie proste... Gdyby w gre nie wchodzily jeszcze trzy male, niewinne dziewczynki.

Sunday, May 25, 2008

Trzynastego maja

Raz do roku jest taki zaczarowany dzien, kiedy moje wysilki zostaja doceniane i nagrodzone. Dzien Matki sie nazywa. Moim niezmiennym zyczeniem jest zawsze wyrwac sie gdzies z domu, najchetniej poza miasto. W tym roku pojechalismy do Harriman State Park, krainy siedmiu jezior. Pogoda sie udala, widoki byly przepiekne oraz humory dopisywaly.

Ponizej matka - polka wyrwana ze swego naturalnego srodowiska jakim jest gospodarstwo domowe.


Dzieci byly w siodmym niebie, upojone towarzystwem tatusia, wszystkie dzielnie maszerowaly, odkrywajac po drodze rozne ciekawe rzeczy i upychajac pol lasu i kamienistej sciezki po kieszeniach.




Eh, zeby tak Dzien Matki byl codziennie. No to nastepna relacja z wypuszczenia rodzicielki na calodniowa przepustke juz za rok.
http://en.wikipedia.org/wiki/Seven_Lakes_Drive

Thursday, May 15, 2008

Biblioteka

Zapisalysmy sie w ramach socjalizacji do biblioteki publicznej. Calkiem dobry pomysl mialam musze przyznac. Bo to fajne miejsce jest. Jako czlowiek z buszu musialam sie najpierw zapytac jak, co i gdzie ale obecnie juz nam idzie bez wiekszych zgrzytow. Oddac ksiazki i pozyczyc mozna samemu, w razie klopotow jest zawsze do kogo zwrocic sie o pomoc. Dzieci same zwracaja ksiazki kladac je na ruchomej tasmie, co samo w sobie jest atrakcja, poniewaz sprawdzaja za kazdym razem dokad te ksiazki jada. Zeby wypozyczyc trzeba miec elektroniczna karte, ktora sie najpierw skanuje na czarnej plycie a nastepnie kladzie sie na niej ksiazki. Przebieg operacji wyswietlany jest na ekranie komputera. Stan swojego konta mozna sprawdzac przez internet i rowniez tam mozna przedluzac sobie terminy. Maja trzy regaly polskich ksiazek, poza ktore jeszcze nie wyszlam, polskie i inne zagraniczne filmy oraz zajecia dla dzieci. Jestem na etapie wypozyczania po kolei wszystkich filmow Almadovara jakie znajde. Dzieciom najbardziej podobaly sie zajecia, gdzie pani czytala przez trzydziesci piec minut ksiazeczki i recytowala rymowanki angazujac do zabawy wszystkich obecnych. Gdybym sie bardzo uparla to moglabym zaczac chodzic na zajecia robienia na drutach i lepienia garnkow ;-). Obowiazkowo kazdego wieczora musze corciom czytac przed cisza nocna, wszystkie chetnie sluchaja. Kiedy czasami jestem zmeczona albo mam dosc dzieci i chce sie ich jak najszybciej pozbyc, wtedy Natalka robi sceny i placze: "Mamoooo, poczytaj mi ksiazeczkeeeeee". Ufff i histerii dostaje. Chcialabym w moich dzieciach rozbudzic pasje czytania, sama nic innego nie robilam az do samego liceum i bardzo milo to wspominam. Te nieprzespane noce, czytanie pod koldra przy swietle latarki i wrzeszczaca na mnie mame. Niesmialo wierze, ze moze kiedys moje corki majac do wyboru gapienie sie bezrozumne w telewizor, granie w gry komputerowe, smarowanie sie malowidlami bez umiaru i latanie niewiadomogdzie wybiora ksiazke?

Wednesday, May 14, 2008

Inni

Nie wiem czy bierze sie to z tego, ze cala cierpliwosc zuzywam na trojke dzieciakow czy tez im starsza jestem, tym granica tolerancji sie zaweza. Ludzie doprowadzaja mnie do szalu! Ludzie na ulicach, ludzie w parku, w sklepie, sa takie dni kiedy nie powinnam w ogole z domu wychodzic. Chociaz nawet nie musze sie z domu ruszac, bo sasiedzi mnie tez denerwuja. Ci z parteru. Nie wystawiaja smieci, tluka czyms w sufit jak rozbijam raz na miesiac przez trzy minuty kotlety i smieca przed wejsciem do domu. Ludzie w samochodach blokujacy zjazdy z chodnikow na ulice, albo wjezdzajacy na pas dla pieszych jak akurat JA! przechodze z tym wielgachnym wozkiem i trzeba objezdzac, bo sie przeciez nie cofna! Ludzie w sklepach to w ogole caly osobny rozdzial mojego totalnego wkurzenia. Te wszystkie babcie wlokace sie alejkami, stawiajace wozek z zakupami na srodku i do tego na ukos. Czy ci ludzie zycia nie maja? Nie maja co robic tylko siedziec w sklepie godzinami kontemplujac polki? Juz nie wspominajac, ze w soboty i niedziele wydaje sie, ze wszyscy siedza w sklepach, jakby cala wies sie zjechala. Taki jest dziki, wolny jak slimaki tlum. Dlaczego oni za miasto gdzies nie wyjada, do parku nie pojda? A park? Plac zabaw? Te wszystkie matki, ktore plotkuja ze soba i sie nie patrza co ich ukochane, idealne dzieci robia. Ze akurat ten chlopczyk specjalnie popchnal przechodzac Anie juz trzeci raz a ten wyrosniety imbecyl blokuje malym dzieciom zjezdzalnie patrzac na nie z drwiacym usmiechem pod nosem. Nie wspomne juz tych starszych dzieci goniacych sie i w ogole nie zwracajacych uwagi, ze ta mala konstrukcja jest dla maluchow, ktore tratuja a nie dla nich. Ludzie sa bezczelni i generalnie maja innych ludzi w dupie. W niedziele stalam z moja trojka w kolejce do toalety, bylysmy juz na pierwszej pozycji. Mnie sie chcialo straszliwie a wiedzialam, ze musze jeszcze wysikac przed soba Natalke i Anie. Zorganizowalam papier z sasiedniej kabiny z podloga zalana wole nawet nie myslec czym. Za mna staly jeszcze ze trzy osoby. I tu akcja: Wchodzi starsza kobieta do srodka, mija mnie i wlazi akurat w ta zwolniana kabine przed moim nosem gdzie ja juz w myslach sikam. Sprawdza, ze nie ma papieru i odwraca sie i do mnie zebym ja jej dala ten papier co trzymam w rece (!!@#??#!@???##!!). Ja jej na to mowie, ze papieru nie dam bo tutaj jest kolejka i teraz ja wchodze, bo dzieci nie moga trzymac. A ona, ONA!!! na to, ze nie musze byc agresywna. Ja jej na to, ze nie jestem tylko jej tlumacze..... i slysze "Yeah right". Mysle sobie, ze nie bede sie juz klocic, bo nie warto i tak ja wykopalam na koniec kolejki.
Konkludujac.
Z wpojonego mi przez mamusie wychowania mam wryte w glowie zeby szanowac starszych, byc uprzejma, najlepiej ustapic, najlepiej sie nie odzywac, odwrocic plecami i odejsc. W mysl zasady "madry, glupiemu ustepuje" i po to zeby miec swiety spokoj. Postepowalam w taki sposob. Kiedys. Teraz wstepuje we mnie diabel. Gdybym mogla to najchetniej zgrzytalabym zebami i to tak zeby ci wszyscy ignoranci, imbecyle slyszeli. Rozjechalabym ich moim wozkiem i zabilabym wzrokiem. Moim dzieciom chce wpoic inna strone medalu. Taka zeby umialy walczyc o swoje, zeby byly w stanie, oczywiscie najlepiej uprzejmie i kulturalnie sie postawic. Zeby nikt sie przed nich w kolejke nie wpychal. Zeby wiedzialy jak na tym swiecie nalezy postepowac i nie dac sobie nasrac na glowe. Musze tylko sie pospieszyc z wpajaniem im tolerancji do innych ludzi, poniewaz ta u mnie sukcesywnie zanika.

Tuesday, May 6, 2008

Inwazja

Z wiosna rozpoczela sie wojna w moim domu, na smierc i zycie. Moje zycie ich zaglada. Wylegly sie w najdziwniejszym miejscu - w lazience. Spod muszli klozetowej? Jak rozlozylam pulapki i przejechalam trutka to przeniosly sie do jadalni, nastepnie do kuchni. Prowadze walke podjazdowa, uderzam znienacka, zakladam wnyki, zbieram krwawe zniwo. Klade ich mnogosc za pomoca trucizny. A one sa bardzo dzielne i nie poddaja sie tak latwo (jak w zeszlym roku). Jak nastapi masakra w jednym miejscu to przenosza sie gdzie indziej. Pole walki obejmuje prawie cale moje krolestwo. Aktualnie zaczynaja penetrowac blat kuchenny co doprowadza mnie do bialej goraczki, upychaja sie do szafek. Sprzatam, odkurzam, czyszcze a one nic. Ktos zna jakis dobry, domowy sposob eksterminacji calkowitej mrowek?

Chwila grozy

W dniu dzisiejszym moje najmlodsze dziecko, pieszczoszek moj malutki skonczyl dwa!!! lata. Kiedy to minelo. Konsumpcja tortu zostala przelozona na jutro, poniewaz Robert pracuje dzisiaj po poludniu. Nie odbylo sie jednakowoz bez fajerwerkow, z najbardziej nieoczekiwanej strony. Wykapalam pociechy, zeby mogly sie jutro z czystym sumieniem slodyczami wybrudzic. No i rzecz jasna zeby byly czyste, pachnace i przyjemne dla otoczenia. Pierwsza zawsze w kolejnosci suszenia i smarowania balsamem i innych czynnosciach upiekszajacych jest Dominika. Ubrana w zwiewna pizamke zostala wykopana za drzwi z przykazaniem zeby poszla pobawic sie w pokoju w gotowanie obiadu. Przewaznie jestem na nasluchu bez przerwy, zwlaszcza kiedy nie widze dzieciakow. Po samych rykach potrafie wydedukowac czy interwencja konieczna i po odglosach co jest grane tam za rogiem. Tym razem jednak przeoczylam, zignorowalam, poniewaz chcialam sie wydostac z goracej lazienki. W koncu zareagowalam na gwaltowna przemowe Dominiki za drzwiami. Kiedy je otworzylam, zamarlam i ciarki mi polecialy po krzyzu a Natalka iAnia bardzo glosno wstrzymaly oddechy. Dominika stala, cala twarz ubabrana we krwi, krew na pizamie, krew na obu rekach. Natalka zaczela biadolic ze strachu. Wzielam ta trzesaca sie raczyne a tam ciecie, dosyc spore, krew sika. Troche sie nameczylam zeby to zatamowac i zuzylysmy az trzy plasterki z lalka Barbie. Myslalam, ze zlapala za noz ale nie, wykopala z siatki pusta puszke po brzoskwiniach. Juz jest dobrze, wszyscy odetchneli z ulga. Tylko jeszcze bede musiala sie nasluchac kazania po powrocie Roberta do domu. On zawsze uwaza, ze to moja wina, nie ma w slowniku wyrazu wypadek. I nic to, ze prawie zawalu dostalam.

Saturday, May 3, 2008

A przy obiedzie

Wszystkie kobiety naszej rodziny sa smakoszkami ogorkow konserwowych. Traktowane sa one jako rarytas/deser/nagroda. Dzisiaj byly uzupelnieniem i rekopansata za bylejakiobiad. Kazda corka dostala po jednej sztuce, z zaznaczeniem, ze po zjedzeniu wszystkiego dostana po jeszcze jednym. No zjadly, poswiecily sie dla ogorkow. Upomnialy sie o wiecej. Przynosze sloik i komisyjnie zagladamy do srodka. Hm, ale sa tylko trzy ogorki. Tu jajko madrzejsze od kury - Natalka: "Nas jest trzy: ja, Ania i Dominika". (Taka mala a juz niewdziecznica!). A ja: "A JA?". Natalka: "Mamo, ty mialas do obiadu dwa ogorki". (@!!!@#?@#!!!).
Co ciekawe moje dzieci nie tylko wszystkie uwielbiaja lody, ktore wyssaly doslownie z mlekiem matki, pozerajacej mrozone cuda przez wszystkie ciaze i nieprzerwanie po nich. Lubie tez pop korn, wszystkie inne wcielenia kukurydzy, czekolade i spagetti. Z niepokojem obserwuje rosnaca mi konkurencje. Taka na przyklad Ania, to specjalistka od polykania wlasnej porcji i zerowaniu na innych. Zmadrzalam i schodze do podziemia, dzialam pod oslona nocy, jak juz wszyscy pojda spac. Nie grozi mi to nakryciem na goracym uczynku, jedynie juz po fakcie, dnia nastepnego lub pozniej kiedy moja droga madralinska Natalka, podpiera sie pod boki, w momencie gdy niewinnie oznajmiam, ze nie wiem dlaczego lody, czekolade albo slodycze szlag trafil. "Mama!!! Ja wiem kto to zjadl!!! Ty w nocy!!!" I kiwa na mnie palcem smarkula!

Wednesday, April 30, 2008

Dowcipny

W dniach kiedy Natalka chodzi do szkoly kursujemy przez park cztery razy dziennie. Wczoraj podjechal na wypasionym rowerku osobnik w srednim wieku, z dlugim rozwianym wlosem i zagail uprzejmie. On mnie bardzo przeprasza, ze mnie zaczepia, ale chcialby zapytac, poniewaz jego znajomy ma wozek do sprzedania. Taki jak moj, podluzny, tylko na czworke (!!!???!???) dzieci. Chcialby mnie zapytac czy nie bylabym zainteresowana kupnem(!!!???!!??). Ufff. Czy ja wygladam moze na niekonczace sie macierzynstwo z powolania? Czy ludzie naprawde musza caly czas zadawac pytania czy bede sie starac o chlopca, czy planuje wiecej dzieci i czy aby przypadkiem nie jestem znowu w ciazy? Niektorzy zartuja ale dawno przestalo juz mnie to bawic. Do mnie niezupelnie dociera fakt posiadania juz wyprodukowanej i troche odchowanej trojki. Momentami przy zlym kursie hormonalnym wieczna odpowiedzialnosc i wizje przyszlosci mnie przerazaja. Czasami mam ochote powiedziec ciekawskim, ze wcale nie to nie moje dzieci a wlasnie sie nimi opiekuje/sa siostrzenicami/znalazlam na ulicy/dzieci? a co to za dzieci? nie wiem dlaczego sie do mnie przyczepily!!!! I dajciez mi ludzie swiety spokoj!

Sunday, April 27, 2008

Lepsze Oczy

W piatek podrzucilam kolezance kukulczo dwojke starszych dzieci i pojechalam z Dominika do tak zwanego "miasta" czyli na Manhattan. Tam bowiem znajduje sie jedyny zaklad optyczny, ktory uznaje nasze ubezpieczenie. Wzrok zaczal odmawiac mi posluszenstwa. Po odczekaniu swojej dzialki i powloczeniu sie troche po okolicy, poniewaz pan doktor zrobil sobie przerwe poltoragodzinna na lancz stalam sie wlascicielka szkiel kontaktowych. Ubezpieczenie pokrywa albo szkla albo okulary (i to jedynie 50%) i optymistycznie wydawalo mi sie, ze szkla sa bardziej wygodne. HAHAHA! Od dwoch dni uprawiam dlubanine oczna. Oczy mam lekko przekrwione. Jakos w piatek mi to w gabinecie lepiej poszlo, w zwiazku z tym wykopali mnie do domu i radz sobie sama. Wtedy bylam pelna optymizmu. Nie wzielam pod uwage, ze aby grzebac sobie po oczach nalezy miec przyjazne warunki domowe. Na przyklad wrzaski, placze i klotnie latorosli powoduja drzenie rak. I jak czlowiek sie poplacze z nerwow to potem idzie jeszcze gorzej a na dodatek oczy puchna i nie da sie oka dobrze otworzyc. Prawda jest taka, ze ja nie moge zamknac sie na dziesiec minut w lazience, bo wtedy za drzwiami zaczyna sie armagedon. Nie mam pojecia jak utrzymuje sie te szkla kontaktowe w czystosci kiedy palce okazuja sie byc nosnikami miliona malych wloskow. Normalnie tych wloskow nie widac ale jakims cudem od razu oblepiaja takie wylowione z pudeleczka szklo. Notabene takie szklo zyje sobie wlasnym zyciem, zlepia sie i spada do umywalki a jak juz czlowiek mysli, ze jest w oku i z ulga mrugnie to szlo wylazi na zewnatrz. Nie jestem juz taka pewna tego, ze byl to taki swietny pomysl. Jestem wykonczona, poirytowana, nic mi nie idzie i plakac mi sie chce. Podobno do tego trzeba sie przyzwyczaic, ale mnie bardzo ale to bardzo brakuje cierpliwosci. Dzisiaj chyba juz dam sobie spokoj a od jutra zaczynam dlubac dalej. Musze byc pewna, ze opanuje obsluge szkiel zanim wykupie zapas na caly rok za 'jedyne' dwiescie piecdziesiat dolarow, czyz nie tak?

Saturday, March 22, 2008

Porzadki

Niekonczaca sie gehenna i nie ma znaczenia swieta, czy nie swieta. W kolko to samo i to jeszcze bez odkurzacza. I tak na wiele rzeczy przymykam oko. Ja - perfekcjonistka. Co to lubi miec wszystko zorganizowane jak w zegarku i fugi w lazience szoruje szczoteczka do zebow. Jest sobotni wieczor, wiele jeszcze przede mna. Jutro Wielkanocna niedziela. Nie mam presji, ot tylko pragnienie zeby miec ladnie i przede wszystkim czysto.
Mowie dzieciom zeby posprzataly w swoim pokoju, zebraly zabawki z dywanu, poniewaz chce szczotka przejechac. Natalka - przemadrzalka, logiczna az do bolu mi mowi "mamo ja teraz nie moge sprzatac, bo jestem glodna, ale jak zjem miske zupy to posprzatam". Zgoda, wiadomo czlowiek glodny nie powinien sie przemeczac. Ugotowalam rosol, podalam, zjadlysmy. Wyslalam towarzystwo do sporzatania pokoju. Po paru minutach przychodzi Natalka, lzy w oczach. "Mamo ja Ciebie przepraszam". (?????) "Mamo, bardzo Cie przepraszam, bo ja powiedzialam, ze posprzatam jak zjem zupe". Nie bede cytowac calego dialogu, bo nie pamietam, moje sprytne dziecko zelgalo z premedytacja, ale przyszlo tak skruszone swa wina, ze zostala ona wybaczona. Klamstwem skruszone, a nie niechecia do sprzatania. Ogladaja teraz film a mamusia sie miota w kolko.
Trenuje Dominike na nocniku. Nie wiedzialam, ze ona sika co 5 minut, bardzo absorbujace zajecie, duzo czasu spedzamy w (posprzatanej juz na szczescie) lazience.
No to ja lece bo kolo 9 wieczor a jeszcze podlogi i inne takie.
Wesolych swiat.

Friday, March 14, 2008

Wozkowy mercedes

Juz od jakiegos czasu cieszymy sie dosc kosztownym nabytkiem, ktory troche usprawnil nasze zycie. Ja dzieki niemu pozbylam sie piekacego bolu dolnych plecow, natomiast zyskalam bol ramion ;-). Najpierw otrzymalismy poczta kurierska pudlo.


Nastepnie poskladalismy i jazda z domu ;-).



Jedno jest pewne, w naszej okolicy nikt takiego nie ma. Ludzie sie gapia, komentuja, usmiechaja sie pod nosem. Wrrrr. Lataja komenatrze typu: "God bless you", "You don't need a gym", "You have a full house", "Are they all yours???". Trudno, jedno wiem na pewno - warto bylo. Wozek jedzie, w przeciwienstwie do poprzednika. Fakt, jest ciezki i na zakretach trzeba czasami wycofac ;-). Jednak dzieki niemu Natalka chodzi dalej do szkoly. Nie zabiore sie z nim ani do metra ani do autobusu, poniewaz poskladany jest mojego wzrostu, wjedzie natomiast do sklepu gdzie mozna na niego zapakowac tygodniowe zakupy ;-). Byle do przodu!


Posted by Picasa

Saturday, January 26, 2008

Zagadka

Nie za dobrze z amerykanska ekonomia, dolar spada na leb na szyje, ceny benzyny ida w gore, wojska uwiklane w jakies bezsensowne wojny, kosztujace duzo, duzo zielonych. To powoduje wzrost wartosci zlota na rynku. Na dzien dzisiejszy jest to dziewiecset dolarow za uncje. Poszukiwacze skarbow zaczynaja wiec wyruszac na Alaske. Zgadnijcie komu swieca sie oczy jak mowi na ten temat? Czyim marzeniem od malego dziecka bylo mieszkanie na Alasce? I kto roztacza fascynujace plany na temat zycia poswieconego brodzeniu w strumyku i cedzenia wody? Ewentualnie kopania tony ziemi dziennie i szukania grudek zlota? No jak myslicie kto to jest? No kto ;-)???

Sunday, January 20, 2008

W co sie bawimy

Dzieci to sa istoty odarzone pomyslowoscia i fantazja. Zawsze cos nowego. Aktualnie na topie mamy nastepujace gry i zabawy. Dominika: zaopatrzona w nieodlaczny stoleczek z cudownego sklepu Ikea przemieszcza sie po calym domu i zapala wszystkie swiatla po kolei. Ja ide za nia i gasze. I tak przez caly dzien. Drugie popularne zajecie to zalaczanie telewizora i grzebanie po odtwarzaczu dvd. Wyciaganie z kontaktu wtyczek przestaje powoli dzialac, poniewaz Natalka opanowala technike i szkoli siostry. Poza tym czytamy ksiazeczki, w tym celu zaangazowany jest paluszek - terrorysta. Owze paluszek pokazuje na obrazki i trzeba je nazywac. Pokazuje te obrazki po sto razy, tak ze mam caly czas wyjace dziecko, deptajace mi po pietach z ksiazka pod pacha i wyciagnietym paluszkiem. Jak juz mnie przydybie w kacie to powtarzam mantre: "dynia, kwiatek, kotek, pilka, krowa" 50 razy pod rzad a potem daje noge pod byle pretekstem. U Ani ulubiona zabawa to gonienie na golasa przez caly dzien. Ubranie na Ani sie po prostu nie trzyma. Jak juz przejdziemy przez etap wybierania kreacji (co zabiera duzo czasu, poniewaz Ania jest wybredna i ubiera sie wylacznie jak krolewna), to i tak wytrzyma na grzbiecie tylko przez pare minut. Jako dodatkowy sport Ania wykrada ubrania Natalki, ze szczegolnym upodobaniem majtek. W swoje majtki sika i szybko wyczerpuje caly zapas.
Natalka wydawalaby sie w tym towarzystwie najmniej skomplikowana. Ona chce tylko dostac to, na co aktualnie ma ochote. Jezeli sie nie dzieje cos po jej mysli to urzadza sceny grozy, zamierza sie reka i szczypie. Generalnie to chodzi jej glownie o to, zeby ogladac telewizor od rana do wieczora, ewentualnie grac w gry na komputerze. Gra nazywa sie "odciagnac Natalke od telewizora/komputera i zainteresowac czyms innym", wbrew pozorom trzeba zaangazowac duza ilosc energii.
Najbardziej znienawidzona zabawa przez wszystkich to zabawa w sprzatanie. Co moge napisac? Placz i zgrzytanie zebow. Zabawki emigruja codziennie rano z pokoju dzieci i rozlaza sie po calym domu, upychaja po katach, wciskaja pod meble. Sa w kazdym mozliwym miejscu kazdego pokoju. Kiedy rzucam haslo "no to pobawimy sie w sprzatanie" po zawirowaniu powietrza okazuje sie, ze dzieci gdzies wymiotlo. Trzeba je powyciagac z katow i okazuje sie, ze je boli reka/noga/oko/ucho, jest im slabo, sa zmeeeeczooone. Potrafia pojsc spac na piec godzin po poludniu byle tylko nie sparzatac. Poza tym Natalia szerzy bunt na pokladzie anarhizujacymi stwierdzeniami typu: "my tu tylko sprzatamy i sprzatamy", "ja nie lubie sprzatac", "ja nie bede sprzatac!!!". Reszta tylko slucha/chlonie/wyciaga wnioski. Pozytek z tego wylacznie taki, ze jak juz w bolach sprzatniemy to dzieci sa zajete kilka nastepnych godzin robieniem balaganu.
Tak to milo i przyjemnie czas mija nam tadidam tadam.

Saturday, January 12, 2008

Przemeblowanie

Przedwczoraj moja najmlodsza pociecha byla na tyle juz uciazliwa, ze postanowilam ja polozyc spac. Godzina byla odpowiednia, pierwsza po poludniu. Dominika spontanicznie protestowala wyrywajac sie i skandujac "ne, ne, ne". Wrzucilam ja do lozeczka, gdzie powinna ulozyc sie ladnie na boczku i zasnac jak aniolek w piec sekund. Niedoczekaniemoje. Dziecko dziarsko skoczylo w gore, zawinelo kluskowata, aczkolwiek nad podziw ksztaltna nozka, rozciagnelo sie i zaczepilo nozka o barierke lozeczka. Nastepnie podciagnelo sie na obu rekach i zawisnelo na barierce jak kielbaska. Potem wystarczylo juz tylko zawinac druga nozka i wpasc w moje na szczescie przygotowane ramiona. Mam nauczke, ze moich dzieci nie powstrzyma absolutnie nic. Musialam porzucic w zwiazku z tym inne nie mniej ambitne przedsiewziecia i zajac sie rozkrecaniem lozeczka. Potem trzeba bylo przesunac troche tu troche tam i Dominika spi na materacyku polozonym na podlodze, oblozonym poduszkami. Kladzenie jej na popoludniowa drzemke w dni wolne od szkoly rozciagnelo sie do godziny mojego czasu. Wieczorem jest troche lepiej. Nie wpadla jeszcze na to (jak jej starsze siostry) zeby zaczac sie po kryjomu upychac do naszego lozka.
Dzisiaj rozebralysmy choinke, podstepnie podczas drzemki Dominiki zeby nie platala sie po iglach. Byl to juz czas odpowiedni, poniewaz primo: zbieraja choinki do srody, w celu przerobienia na kompost, secundo: Dominika opracowala swietna zabawe, wskakiwania w choinke, polaczona z otrzepywaniem galezi z ozdob i pozostalosci igiel. Przy braku odpowiedniego zautomatyzowanego narzedzia do odkurzania latanie na miotle pare razy dziennie juz mnie znudzilo. Choinka zostala odarta z urody a nastepnie bez ceregieli wypchnieta z balkonu, gdzie siegnela bruku. Jej brak byl pierwsza rzecza na jakim zawiesila oko Dominika po przebudzeniu. Nastapily chwile grozy, placz, rzewne lzy plynace po czerwonych policzkach. No przepraszam Cie dziecko nie wiedzialam zes sie do choinki tak przywiazala. I bardzo mi przykro, ze z tego powodu juz od trzech godzin jestes w paskudnym nastroju. Tym bardziej jest mi przykro, ze z tego powodu zgrzytam zebami, memlajac pod nosem nieodpowiednie wyrazy oraz glowa mi juz peka. Do ciszy nocnej jeszcze dwie godziny.

Wednesday, January 9, 2008

Nowy Rok

Poddam sie tu wszechobecnej modzie na postanowienia noworoczne. Wachlarz mozliwosci jest szeroki, z czego najbardziej popularne w telewizji jawia sie: rzucanie palenia (tak mniej wiecej na tydzien), zapisywanie sie do silowni (tak mniej wiecej na miesiac), reorganizacja zycia na lepsze w roznych dziedzinach. Ja nie mam tak ambitnych zamierzen. Po co od razu z motyka na slonce/muru glowa i tak nie przebije, nie bede sie od pierwszego stycznia dwatysiaceosiem dolowac. Ja w tym roku mam zamiar skupic sie na sobie. Ot co! Na swojej skromnej, wykonczonej fizycznie i nerwowo osobie. Na swoich potrzebach. Ja jestem sobie najwazniejsza. Nalezy sie zbuntowac, wykopac spod reszty rodziny, rozkwitnac i zablysnac. Przede wszystkim nie zamierzam sie wiecej przejmowac (patrz: mur i motyka). I ja wlasnie bede depilowac sobie te cholerne brwi, smarowac twarz i pod oczami oraz stopy. Zeby tez bede myc, codziennie przynajmniej raz! I przypomne sobie jak to jest kiedy sie ma makijaz na twarzy i ze trzeba sie pilnowac zeby nie trzec obolalych oczu i go rozmazywac. Przestane byc goloslowna i jak juz mowie, ze cos robie to bede to robic chocby mi sie nie wiem jak nie chcialo. Wezme instrukcje obslugi do reki i naucze sie obslugiwac ten nieszczesny aparat fotograficzny. Kupie sobie pare stanikow, "Blekitny zamek" i wozek. Bede uprzejma, energiczna, usmiechnieta i ABSOLUTNIE NIE BEDE SIE DENERWOWAC. Plakac tez nie bede, po trzydziestce trzeba uwazac na zmarszczki. Przede wszystkim zas postaram sie skoncentrowac i wpasc na ten swietny pomysl co by tu tak wlasciwie zrobic zeby lepiej bylo. Zrobilam rozeznanie i wszystkie horoskopy wygladaja rewelacyjnie. To bedzie fantastyczny rok i wszystko bedzie szlo mi jak z platka. Nic tylko wziac sie do dziela!

Saturday, January 5, 2008

Wspomnienie Swiat

Kazdego roku babcia Roberta, ktora ma po osiemdziesiatce wysyla do wszystkich czlonkow bliskiej rodziny paczke. W srodku jest cala masa, wlasnorecznie przez nia upieczonych pysznosci. Osobiscie najbardziej lubie makaroniki ;-)




Drugim najprzyjemniejszym momentem jest ubieranie choinki. W tym roku podarowalam sobie wieszanie slodyczy zeby oszczedzic moim dzieciom nerwicy ;-)

Natalia i Ania stanely na wysokosci zadania i bardzo dzielnie mi pomagaly. Dzieki temu niezwykle sprawnie nam to poszlo.



Posted by Picasa