Wednesday, December 30, 2009

Ojojoj


Czas nie stoi, czas nie zwleka,
Ten czas pedzi i ucieka.
Po trzydziestce to juz z gorki,
na leb, szyje, na pazurki.
I tak dziwnie ja sie czuje,
ze sie chyba rozsypuje ;-).

Tuesday, December 22, 2009

Zaczarowana


Robert jest jak dziecko gdy sprawa dotyczy jego urodzin a ja jestem jak dziecko myslac o choince.
I juz jest, juz stoi i oko me cieszy. Przyniesiona na grzbiecie Roberta i ani slowa nie steknal, ze go plecy bola. Zaparzam kubek goracej herbaty, na kanapie zasiadam i kontempluje widoki a moge to robic godzinami, najwiekszy relaks wszechczasow. Dzieci w tym roku z pelnym zaangazowaniem ubraly cala choinke, zamiast pieciu godzin byly trzy, gdzie ja sama godzine strawilam na swiatelka, ktore przed zalozeniem sie swiecily a po zalozeniu calosci sznur na srodku sie przestal swiecic. I trzeba bylo sciagac i uzywac rozumu.
Choinka ubrana jest reprezantycjnie od przodu a od tylu sa same galezie ;-). Dzisiaj jeszcze powiesilysmy czekoladki i cukierki. Do pelnego szczescia powiesilabym jeszcze piernikow i jabluszek ale to juz nie w tym roku. I pomyslec, ze jak bylam mala to nie lubilam ubierania choinki. Juz sie nie moge doczekac kiedy to w piatkowy poranek (postawilabym sto dolarow na Anie jako pierwsza o szostej rano ;-) bede czatowac za stolkiem z kamera video ;-)

Sunday, December 20, 2009

Snieg i co tam

Najpierw bylo Swieto Dziekczynienia, ktore zawsze ignorowalam a tym razem nagle dotarlo do mnie, ze to przeciez najpiekniejsze swieto amerykanskie. Czyzbym zaczela zapuszczac korzenie?
Nastepnie obchodzilismy hucznie urodziny Roberta, bo on po prostu nie da sobie o nich zapomniec. Juz od Swieta Dziekczynienia zaczyna trabic o swoich urodzinach. Jak dziecko.

A wczoraj po poludniu zaczelo sypac. W sklepach nastapily sceny grozy, bo tutaj wszyscy chyba mysla, ze mieszkamy w srodku lasu. Polki byly wyczyszczone do lysa a kolejki ciagnely sie na calych dlugosciach sklepow. Wiem z doniesien swiadkow, bo sama poszlam do najgorszego badziewnego sklepu, gdzie nikt nie chodzi i kupilam tylko to co potrzebne na obiad.


Widok dzisiaj dziesiata rano. Poszlam odsniezac bez sniadania i kawy zeby miec motywacje. Jutro zapewne nie bede sie mogla ruszac.


Dzieci sa absolutnie do zimy nieprzygotowane jak co roku zreszta. Tylko Ania ma kombinezon, nikt nie ma butow na snieg. Nie mozemy isc do parku na sanki, z braku powyzszych czesci przyodziewku oraz sanek. Wstyd. No ale ten snieg nie pada znowu tak czesto. Gdybysmy mieszkali w srodku lasu to pewnie nie mialabym wyjscia i musialabym kupic. Jak na razie stosujemy worki w butach.

Musialam odsniezyc, najgorsze jest przebicie z chodnika na ulice, bo tam plug sniezny zawala.




Zajmowalam sie ostatnio glownie kreceniem w kolko i szukaniem wszystkiego oraz przygotowywaniem do najwiekszego klamstwa dziecinstwa moich dzieci. Mikolaj zabral te straszne listy, gdzie sama Natalka miala wpisane czterdziesci ksiazek. Wszystkie prezenty kupilam przez internet i zrujnowalam na nie karte kredytowa, ktorej glownym przeznaczeniem byl wyjazd do Polski w czerwcu. No ale do czerwca daleko a swieta tuz, tuz...





Friday, November 13, 2009

Friday, October 23, 2009

Co sie Okazalo

Ze wzgledu na cudowny fakt uzyskania ubezpieczenia przez uwaga! pomylke, udalam sie do lekarza na wizyte. "Panie doktorze stopa boli, wszystko boli, nic sie nie chce, JESTEM WYKONCZONA! Czy to starosc?" Pan doktor wyslal na krwi badanie i postawil D I A G N O Z E. Mam prawo byc wykonczona, bardziej zmeczona rano niz wieczorem. Wydalo sie rowniez, ze to wcale nie kielbaski wloskie, lody i czekolada sa winowajcami, ze gwaltownie przybralam na wadze. To, ze mam klopoty z pamiecia i koncentracja to tez nie tak hop siup. I telepie mnie z zimna absolutnie i koniecznie nie bez powodu. O dziwo wlosy mi nie wypadaja, chyba ze nie zauwazylam i rowniez skore mam zwykle sucha wiec nie wiem czy jest gorzej. A winowajczyni to moja wlasna TARCZYCA, ktora nagle przestala sie produkowac a zaczela sie buntowac, zaczela niedoczyniac. Jako hepi end dostalam makusiane, pomaranczowe tableteczki, z ktorymi bede juz az do smierci sie przyjaznic.

Tuesday, October 6, 2009

Bialo i Czerwono

W tym roku sie udalo, bylismy na Paradzie Pulaskiego. Od lat wszyscy mi odradzali: jest nudno, tak, siak i owak. Nikt ze znajomych sie nie wybieral. Mnie ciezko bylo sie zebrac z trojka malych dzieci. Wykorzystalismy fakt, ze Robert bez pracy i pojechalismy. Parada w tym roku zatytulowana byla: "Za Wolnosc - Wasza i Nasza".

Pulaski galopowal na rumaku z rytm zmiksowanego, ulubionego przeboju mojej Natalki "Czarne Oczy".


Obecni byli i mlodzi i starzy, krakowiacy i gorale, szalal Lajkonik, jechaly samochody wielkie i malutkie, szly szkoly, organizacje polonijne, bank, dwie gazety i cala chmara miss Polonii. Nie wiedzialam, ze kazda szkola i okoliczne siolo wybieraja swoje miss. I zeby to jedna. O nie! Jest Miss Polonia, Miss Nastolatek i Miss Malolatek ;-).

Narobila halasu wspolczesna polska husaria.

Pan slawny bokser, opromieniony sloncem ;-).

Nasza rodzina wypadla bardzo skromnie, najwiekszy nie - Polak mial podkoszulek. Na nastepny rok musimy sie zaopatrzyc we wszystkie gadzety. Parada bardzo mi sie podobala, w paru miejscach oczy mi sie dziwnie zaszklily. Po ponad dwoch godzinach wszyscy byli zmeczeni. Natalka sie poplakala i na pytanie "dlaczego placzesz?", odpowiedziala "z nudow". Hehehe. Robert poklocil sie z jakas radiomaryjna dewotka o miejsce i odpalil jej zlosliwie pod nosem cygaro a ona na niego fukala "Shut up, shut up". No coz, kazdy sie bawil jak umial. Dopiero jak zaczely maszerowac okoliczne oplotki, Connecticut, Pensylwania to mi sie znudzilo.
Przed zasnieciem mialam w glowie same kolory czerwono - biale i niekonczacy sie pochod Miss Polonia.


Thursday, September 24, 2009

A dwudziestego piatego wrzesnia...

Piec lat temu urodzila sie Ania. Jako, ze spod znaku Wagi powinna byc zrownowazona, oj nic z tego. Najwieksza indywidualistka w rodzinie, urodzona diwa/gwiazda na Broadwayu/aktorka hollywodzka. Porusza sie z wdziekiem i wrodzona elegancja. Oryginal, ktory wszystko musi miec po swojemu. Ulubiony zawod w przyszlosci: balerina. Ulubione obuwie: czarne lakierki. Ulubiony kolor: czarny, zapewne od czarnych lakierek. Wymarzony prezent za jedyne sto piecdziesiat dolarow: plastikowy domek dla Barbi. Ulubione ubranie: stroj krolewny lub baletnicy. Najwieksza zaleta: cokolwiek robi Ania, wklada w to cala uwage i swe umiejetnosci. Nie ma znaczenia czy jest to wysublimowany atak histerii, robienie zadania czy jedzenie lodow.
Od dwoch dni sprzatam, w niedziele przychodza goscie. Impreza na kredyt. Przegonilam pajaki z katow, gonie mysze, ktora stwarza pozory calkowitego zadomowienia pod stolem w jadalni, umylam okna, starlam kurze, umylam szklo. Jeszcze lazienki, jeszcze podloga, jeszcze kuchnia i korytarz. Zakupilam torbe slodyczy i zabaweczek do szkoly a wieczorem bedziemy piec babeczki. Jeszcze z piecdziesiat razy musze pojsc do sklepu. Musze zaplanowac dzieciom jakies atrakcje, bo inaczej rozniosa chalupe. Na szczescie Robert podjal sie kucharzenia, bo chyba bym zwariowala.
Reasumujac - urodziny w szkole i domu to ciern nie powiem gdzie i duzo roboty.

Monday, September 14, 2009

Saturday, September 12, 2009

Sobota

Dzisiaj byl pierwszy dzien polskiej szkoly. Natalia zadowolona, chodzi ze swoja najlepsza przyjaciolka, niestety nie wie, ze owa przyjaciolka juz do polskiej szkoly nie chce. Przed zajeciami zawsze najpierw na placu odbywa sie apel, odspiewany zostaje hymn Polski, odmowiony Ojcze Nasz i nastepnie dyrektor szkoly przekazuje jakies istotne (lub nie) informacje. Pani nauczycielka wydaje sie sympatyczna, chociaz wymagajaca. Dzisiaj po spotkaniu organizacyjnym z nauczycielami wszyscy udali sie do kosciola. Ksiadz powiedzial pare fajnych rzeczy i pare niefajnych rowniez. Mysl przewodnia: wszyscy powinni brac przyklad z Jana Pawla II, ktory byl madrym czlowiekiem i swietym. Oprocz tego ewentualnie sluchac mamy i taty. I uczyc sie. Amen.
Natalia mi sie poskarzyla, ze nie rozumie co ksiadz mowi. Niedobrze. Mowil ladnie i powoli w przeciwienstwie do proboszcza, ktorego nawet ja nie rozumiem, bo mowi po polsku ze strasznym szeleszczacym akcentem. Albo polskiej mowy zapomnial, albo sie tutaj urodzil, nie wiem. Mniejsze dzieci, znudzone wyprawialy rozne interesujace rzeczy. Po kolejnym przemowieniu dyrektora wszyscy rozeszli sie do klas.
Przy takich okazjach wychodza rozne moje zaniedbania w edukacji dzieci, do ktorych sie nawet tutaj nie przyznam. Trudno pogodzic mi sie ze swiadomoscia, ze moje dzieci sa Amerykankami i juz nie poczuja i nie zrozumieja ducha polskosci, ktorego ja mam w sobie. Nie wiem czy ta polska szkola w ogole ma jakis sens.

Friday, September 11, 2009

Wraz z Sierpniem...

Pogoda sie zepsula, zrobilo sie zimno i pada deszcz. Tak jakby ktos nagle przelaczyl ten kanal z latem na inny program. Musialam dzisiaj wyciagnac cieplejsze rzeczy z szafy: dzinsy, skarpetki i adidasy. Przez pogode szarobura wszyscy byli dzisiaj nie w humorze. Dzieci sie klocily i plakaly na zmiane, Robert caly najezony i zirytowany. Jedyne co mi sie dzisiaj udalo to zapisac Natalke do polskiej szkoly. Ania niestety nie pojdzie w tym roku a szkoda, bo jakos mowienie po polsku jej gorzej idzie. Mam wiele watpliwosci co do tej polskiej szkoly. Wydaje mi sie, ze jezeli nie poprze sie sobotniej nauki wyjazdami do Polski to nie nastapia jakies dlugotrwale efekty.
Ogolnie me mysli nie sa za ciekawe. Zaryzykuje popsioczenie tutaj.
Wszystko zaczelo sie chyba od tego, ze przytylam w wakacje ;-), z siedem kilo na pewno. Zalozenie dzinsow numer osiem zostalo zastopowane przez rozrost tkanki tluszczowej. I to zastopowane bynajmniej nie w okolicach talii ale juz nizej!!! Wiec nie przesadzam. I te cztery zmarszczki, ta fryzura, te paznokcie. Olaboga. Kryzys jesienny czy co? Omijam lustro lukiem, patrzac spode lba.
Robert bez pracy blokuje komputer i szuka w jakis dziwnych miejcach, z ksiezycem i Alaska wlacznie. Pamietacie zreszta prawda? A wszystkie moje ruchy w kierunku zarabiania pieniedzy blokowane sa natychmiast i tlamszone w zarodku.
Mialam jeden dobry pomysl ale nie wypalil i rozczarowanie nadal boli. Innych pomyslow nie mam. Na razie nie mam. Ale szukam.

Wednesday, September 9, 2009

Dzien Pierwszy

Moja pierworodna wyskoczyla dzisiaj z lozka jak sprezynka i w dwadziescia piec minut zjadla sniadanie, umyla zeby, buzie, ubrala sie uczesala i zaczela pakowac drugie sniadanie. O godzinie 7:25 rano stala juz pod drzwiami i chciala isc do szkoly. Lekcje zaczynaja sie o 8:10, jak na razie z poslizgiem, poniewaz dzieci sa ustawiane przed szkola klasami i wprowadzane do srodka przez nauczycielki. Panuje ogolny balagan.



Ania przedwczoraj wyhodowala sobie goraczke czterdziesci stopni, powiekszone gruczoly chlonne i bardzo zly humor. W zwiazku z tym zostala w domu ;-(. Stawiam ja na nogi w przyspieszonym tempie pakujac antybiotyk i lekarstwa przeciwbolowe/przeciwgoraczkowe.



Friday, September 4, 2009

Na Manhattanie.

Budynek o wdziecznej nazwie Flatiron, jeden z pierwszych wiezowcow z prawdziwego zdarzenia. Zlikwidowali rusztowanie zaslaniajace parter od ilus tam lat aby zamiast niego walnac swiecace reklamy Sprinta, ktory tam ma sklep. Szkoda wielka.


Nie udalo mi sie powrzucac zdjec chronologicznie. Juz po polnocy. Nie mam sily kombinowac.

Same zdjecia nie mowia wprost, ze zrobilam je w jeden dzien ;-) wiec moze przejdzie ;-)















Wakacyjne miejsce pracy mojego meza. Do pojutrza, nastepnie znowu znajdujemy sie w punkcie zero, gdyz pracy brak. Na gorze znajduja sie schody, gdzie mozna usiasc i podziwiac panorame Times Square, a pod spodem znajduja sie okienka, gdzie prowadzona jest sprzedaz promocyjnych biletow na przedstawienia w Nowym Jorku. Interesujace zajecie mojego meza to uzeranie sie caly dzien glownie z turystami, ktorzy na przyklad pokazuja mu piec palcow i prosza o cztery bilety, albo chca bilety na przedstawienie "od 2 do piatej" ,ktore to jest "od 9 do drugiej", ewentualnie sami nie wiedza czego chca i nalezy im doradzic, co wcale im ostatecznie nie pomaga, bo i tak sie musza zastanowic. Jakby sie z tego nie smiac to byly z tego pieniadze. W kazdym razie schody do siedzenia na dachu sa w zimie podgrzewane i zapewne mialo to duzy wplyw na koszt budynku, ktory opiewa na "jedyne" 19 milionow dolarow.


Takie tam straszydelka w skosnookim sklepie z pamiatkami.

Wyrwalam sie z domu, poniewaz przyjechala rodzina i pokazywalam siedemnastoletniej siostrzenicy Roberta Manhattan. Wylazilam ze skory, zeby dziewcze zabawic. Przewloklam ja przez glowne atrakcje, ktore mozna zobaczyc w ciagu jednego dnia, glownie z fundnieciem jej wjazdu na Empire State Building za "jedyne" 20 dolarow od osoby. Ile osob zgadloby, ze lalunia byla w stanie przekustykac przez cwierc miasta z polamanymi paluchami u nogi, poniewaz dwie noce wczesniej zaraz po przyjezdzie zachcialo jej sie wyskoczyc z pierwszego pietra w srodku nocy przez okno (!!!!), zeby pojsc do parku w celu zawierania nowych atrakcyjnych znajomosci z ludzmi w jej wieku??? I niech sie ktos inteligentnie zapyta dlaczego nie wymknela sie drzwiami? Ewentualnie przez balkon, pod ktorym zaparkowany byl samochod tesciowej? I czy sie przyznala? Nie, ale owszem przekustykala trzy dni nie wiem jakim cudem i przez Manhattan i przez Bronx Zoo i przez Akwarium i w dalszym ciagu twierdzi do tej pory, ze nie wie jak to sie stalo chociaz ma gips od paluchow do kolana. Czy nalezy jej sie nagroda za najwiekszy imbecylizm sezonu? Czy tez za samozaparcie w znoszeniu bolu? Dobrze, ze tesciowa to jednoosobowe FBI, CIA i wytropila znaki na niebie, parapecie i betonie, co poparte wywiadem srodowiskowym (siostra zainteresowanej) doprowadzily nas do prawdziwej wersji wydarzen. Ufff. Dalej mi piana leci z pyska jak sobie pomysle...

Friday, August 28, 2009

Coney Island

Coney Island lata najwiekszej swietnosci ma juz za soba, aczkolwiek w dalszym ciagu jest atrakcyjnym miejscem odpoczynku dla wielu osob, zwlaszcza obarczonych duzym przyrostem naturalnym. Jest to polwysep na brzegu Oceanu Atlantyckiego, znajdujacy sie w dzielnicy Brooklyn. Wygodnie mozna dostac sie tam metrem. Oprocz plazy, wesolego miasteczka, mola, nowojorskiego akwarium, znajduje sie tam niezliczona ilosc bud z jedzeniem, grami, pamiatkami, przedstawieniami oraz organizowane sa wszelakiego rodzaju imprezy, np. slawna "Parada Syren" lub konkurs tatuazu. W tym roku rowniez cyrk przyjechal.
Swietne miejsce na spedzenie calego dnia i bolesne pozbycie sie duzej ilosci gotowki niewiadomonaco.


Akwarium zwiedzalismy w przyspieszonym tempie, dzieci chcialy na plaze, poniewaz w akwarium byly juz w zeszlym tygodniu a Robert jak zwykle umieral z glodu. EEEe taka z nimi zabawa, musze sie tam kiedys sama wybrac.


Natalia mi zaimponowala, poniewaz wziela sobie notatnik, olowek i rysowala zwierzeta z natury. Nie wiem skad jej sie wzial taki pomysl ale rysunki wyszly jej calkiem niezle. Na tym zdjeciu rysuje koniki morskie. Moze bedzie artystka?


Lancz zjedlismy w powyzszym miejscu "U Natana"? gdzie produkuja slawne hot dogi i inne smazeniny. Ja zostalam uraczona smazonymi udkami zabimi, ktore nie zrobily na mnie wiekszego wrazenia poza lekkym zbrzydzeniem, nie dosc ze wygladalo to jak pol zaby to jeszcze w srodku mialo jakies zylki.


Dzieci na szczescie nie nalegaly zeby pojsc do wesolego miasteczka, poniewaz spieszyly sie na plaze. A tam wszyscy juz siedzieli. Towarzystwo kolorowe, z przewaga krwi latynoskiej, o czym mozna bylo sie przekonac z ryczacych odtwarzaczow CD i wyginajacych sie cial w rytmie salsy czy innej samby. Plaza byla zasmiecona ponad wszelkie pojecie, odplyw byl niski i smierdzialo, ciezko stwierdzic czym. Co chwila ktos sympatyczny zagadywal w celu sprzedania a to naszyjnika, a to mango na patyku, a to piwa z plecaka. Na brzegu lazalo wyrzucone zycie oceanu, jakies muszle, jakies czesci krabow, czym to hojnie pozywialy sie wszedobylskie, rozwrzeszczane mewy. Jednym slowem: spacerowac po Coney Island mozna, cos zjesc, cos wypic ale plazowanie polecam w innym miejscu.






Sunday, August 23, 2009

Przeboj Sezonu

Prawie przez cale wakacje, z maniakalnym uporem zarlam dzien po dniu pikantne kielbaski wloskie w sosie pomidorowym. Nie wiem co mnie napadlo i nie zycze sobie zadnych komentarzy na temat ciaz.
Niestety jedzenie owe odlozylo sie rownomiernie w okolicach talii, nie wspominajac problemow z trawieniem. W zwiazku z tym po ostatnim moim randes vous kielbasianym postanowilam rzucic nalog dla ratowania zoladka i bliskiego mi tylnego wyjscia.
Podziele sie z Wami przepisem, poniewaz jedzenie to jest w moim mniemaniu rownie niezdrowe co pyszne ;-). Jest to najprostsza wersja, mozna improwizowac wedle gustu.
Czas przygotowania: wraz z wkladaniem w to serca 20 minut,
Gotowanie: na najmniejszym ogniu 2 godziny,
Ilosc kalorii: niebotyczna,
Zgaga: nie do opisania.
Cudowny sekret: najlepsze sa na drugi dzien ;-)

Do garnka wrzucamy dwie duze puszki sosu pomidorowego, obsmazamy kielbaski lub nie(pikantne lub slodkie, jak kto lubi, ja nie lubie slodkich, bo sa tluste i nie smakuja mi), wrzucamy do garnka, troche soli, pieprzu, suszony lub swiezy koperek (ja preferuje swiezy, daje niezapomniany smak i zapach ;-), gotujemy kielbaski na malutkim ogniu z poltorej godziny a potem dorzucamy plastry cebuli i wedle uznania kawalki lub paski czerwonej lub zielonej papryki (ja nie lubie czerwonej). Gotujemy dopoki cebula wraz z papryka beda tak miekkie jak lubimy. Podajemy w dlugiej bulce (hero) lub na talerzu. I jak ja mam to rzucic jak na sama mysl cieknie mi slina?



Sunday, August 16, 2009

...

Szkoda tak pod wplywem impulsu wyrzucac tyle dobrych wspomnien w kosmos.

Wednesday, July 15, 2009

Lato w Miescie

Nowy Jork nie jest najgorszym miejscem na spedzenie lata, nawet dla takych nieszczesnikow bez samochodu jak ja. Po zrobieniu wywiadu srodowiskowego wsrod znajomych, przeszukaniu inernetu, okolicznych parkow i biblioteki okazuje sie, ze jest troche rzeczy, ktore z dziecmi mozna zrobic za wzglednie darmo lub darmo. Biblioteka oferuje zajecia dwa razy w tygodniu z czytaniem ksiazek i robieniem jakis prostych prac artystycznych. Miasto w tym roku zapewnia dzieciom darmowe sniadania i lancze w wybranych miejscach. Wiekszosc parkow ma jakies darmowe programy i koncerty. W naszym parku mozna skorzystac z bezplatnych lekcji tenisa oraz zajec na biezni (biegi przez plotki, skok w dal, rzut oszczepem). W muzeach istnieje cos takiego jak donation, gdzie mozna zaplacic "co laska" zamiast pelnej ceny biletu. To samo dotyczy innych miejsc jak na przyklad zoo lub akwarium. Kino Regal dwa razy w tygodniu ma darmowe pokazy filmow dla dzieci. Jezeli czlowiek ma odwage i samozaparcie moze pojechac autobusem lub metrem na plaze. Siedzenie w domu z trojka dzieci, kiedy za oknem piekna pogoda to oczywiste samobojstwo dokonane na sobie i morderstwo dokonane na nich.

Saturday, July 11, 2009

Fioletowa krolewna.

Moja najmlodsza pociecha juz od ponad szesciu miesiecy preferuje kolor fiolkow. Poczawszy od bielizny, ubrania, kolczykow, torebki, ozdob na wlosy, okularow, poprzez posciel na lozku az do uzywania wylacznie koloru fioletowego do prac artystycznych. Swoim siostrom zwedzila wszystkie rzeczy dostepne we wiadomym kolorze.
W sklepie pokazuje wszystko co fioletowe, zabawkami bawi sie - wiadomo.
I tak sie troche poprawila i nie dostaje juz ataku histerii w momencie kryzysu pralniczego, kiedy to odziez dostepna jest w innych kolorach.

Do komputera jest zazwyczaj kolejka i czasami mozna nie doczekac ;-).



Wszystkich zainteresowanych informuje, ze porobilam zdjecia zabalaganionego domu. Niestety nie wychodza na nich takie rzeczy jak brod, plamy na podlodze, nawaly kurzu i koty po katach. W zwiazku z tym oburzylam sie na niewdziecznosc wlasnego mieszkania i zaczelam sprzatac.
I tak nikt mi nie wierzy i nikt nie rozumie wielkosci udreki mej...

Thursday, July 9, 2009

Saturday, June 20, 2009

Graduation


W srode mamusia i tatus wyszorowali sie do czysta, zalozyli kosciolkowe ubranka i poszli do szkoly, zobaczyc zakonczenie nauki u Natalki. Co dziwne ostatni dzien szkoly jest dopiero dwudziestego szostego, nie wiem dlaczego to tak po chinsku zrobili. Obejrzelismy wystepy dzieciakow na scenie, dali dobrego torta i wykopali nas do domu. W wyjsciowych butach ledwosmy sie do niego doczolgali. We wtorek powtorka z rozrywki u Ani, nastepnie cztery dni szkoly i WAKACJE!!!

Thursday, June 18, 2009

Prezent

Natalka na urodziny otrzymala "farme motylkow". Dziecko ma na tyle oblakana mamusie, ze stara sie ona wymyslic cos ciekawego zamiast kupowania plastikowych zabawek. Taki domek jak ponizej kupilam w sklepie z zabawkami a nastepnie w srodku jest zamowienie na gasienice, ktore wyslalam poczta. Gasienice przybyly gdzies dwa tygodnie pozniej. Byly zapakowane w sloiczku z jedzeniem i zarly i zarly i zarly. I rosly i rosly i rosly tak szybko, ze zapomnialam na smierc zdjecia zrobic ;-).



Kiedy gasienice sie juz nazarly ile mogly to wtedy karnie wylazly na sufit sloiczka i powiesily sie do gory nogami a nastepnie zamienily sie w takie piekne kokony. Specjalnie na ta okolicznosc musialam sie nauczyc jako tako zrobic zblizenia aparatem, w zwiazku z tym i ja skorzystalam.

Wyklucie sie z kokonow nastapilo oczywiscie wczesnie rano, kiedy to wszyscy spali. Tylko ta najwolniejsza gasienica, ktora wszystko robila na koncu sie ostala. Czyhalam na jej wyklucie dwie godziny, po czym stracilam nerw i wyszlam z domu. Ja przyszlam to ta cholera wlasnie wylazla. To czerwone, to farba ze skrzydel, ktora obcieka zaraz po wykluciu.


A tutaj juz caly i nie do konca szczesliwy motylek. Notabene moze i one slicznie wygladaja ale jak brudza to pojecie przechodzi.

Reasumujac jest to bardzo fajna sprawa, dzieciom moim bardzo sie cale to doswiadczenie podoba. Mnie czegos takiego w polskiej szkole nie pokazywali a tutaj tego typu domki dzieci maja juz w przedszkolu. Musze jeszcze zrobic zdjecie jak jedza i z rozlozonymi skrzydelkami. Aktualnie motylki miotaja sie po swoim wiezieniu i zajmuja sie robieniem jajeczek. W zwiazku z tym dojrzalam juz do tego zeby je wypuscic na wolnosc, zanim do szczetu zrujnuja sobie skrzydelka. Oczywiscie jak na zlosc pogoda jest beznadziejna, leje i jest zimno. Mam nadzieje, ze zadna motylka? nie wytnie mi numeru, bo sa w stanie jednorazowo zniesc do pieciuset jajeczek.



Tuesday, June 2, 2009

Wtorek

Przynioslysmy szpital do domu, wszystkie wirusy z pogotowia i reszte bakterii. Jestem chooora, mam goraczke, pediatra dzieci sie zlitowal i przepisal anybiotyk. Ania jest chora od nowa. Dominika jest chora na niewiadomoco. Odwiedzila szpital znowu wczoraj, zrobili jej USG. Tak jakby nie mogli tego zalatwic wtedy kiedy mieli, czyli w czwartek. Tylko Natalka sie trzyma, ona jest chyba z innej bajki. Czekamy na wyniki badan.

Friday, May 29, 2009

Przygody

Zycie w ciszy i spokoju to nie dla nas. Nie wiem jak inni ludzie to robia, ze maja wszystko ladnie poukladane i zyja sobie dlugo i szczesliwie? Bo przeciez istnieja tacy ludzie chyba? Czy tez tylko w filmach amerykanskich nastepuja cukierkowe happy endy?
W zeszlym tygodniu sie pochorowalysmy. Natalia standard - lekkie przeziebienie, Ania tez standard - zapalenie oskrzeli. Tylko Dominika dala czadu ostro i nie wiadomo co sie jej podzialo. W efekcie wyladowalysmy na pogotowiu, poniewaz nasz super pan doktor rozlozyl rece i powiedzial, ze on juz wiecej nie chce kombinowac. Na pogotowiu Sodoma i Gomora. Trzymali nas tam dwanascie godzin, Dominika w bolach, prawie caly czas na rekach. Zrobili jej przeswietlenie klatki piersiowej i brzucha, pobrali krew, podlaczyli do kroplowki. Nastepnie zostawili nas na noc. Niestety Robert nie przyniosl mi aparatu, poniewaz lozeczka dla dzieci wygladaly jeszcze gorzej niz te w Polsce: zamkniete opretowane klatki az po sam sufit. Oczywiscie Dominika odmowila spania w czyms takim i cala noc musialam ja trzymac. Na nastepny dzien mieli zrobic jeszcze USG ale po jakims przelomowym odkryciu wykopali nas do domu tak szybko, ze nie zdazylysmy sie nawet obejrzec. W zwazku z tym w dalszym ciagu nie wiem co tak naprawde sie stalo. Wiem tylko tyle, ze dziecko nie chce chodzic do toalety i jak juz ja tam zaciagne to wpada w histerie. Doktor mowi, zeby czekac.

Sunday, May 24, 2009

Dlugi weekend

Wszyscy sie juz ucieszyli, ze zaczelam doswiadczac prawdziwego zycia ludzi doroslych a tu klops. Robert zbulwersowany kwota szescdziecieciu pieciu dolarow poszedl i zamknal cala sprawe. Nie wiedzial zdaje sie co czyni, bo przy okazji odwolal kase na jedzenie i ubezpieczenie. W zwiazku z tym ja nie mialam juz obowiazku chodzenia do osrodka szukania pracy za to on mial obowiazek zasuwania do biura pomocy spolecznej trzy razy w zeszlym tygodniu w celu odkrecenia calej sprawy. Teraz jego wysylaja do osrodka szukania pracy hehehe. Wszystko to, to jakes papierologiczne bledne kolo.
Ja wrocilam do domu przewroconego do gory nogami i do tej pory sprzatam. Dzieci z okazji dlugiego weekendu sie pochorowaly, Ania na standardowe zapalenie oskrzeli a Dominika na jakies zapalenie oskrzeli polaczone z niestrawnoscia zoladka i lekarstwa dostaje przez swoj gladki tyl, bo gorna droga przywiazana jest do toalety.
Natalki szkola zostala zamknieta z powodu influenzy, nie swinskiej na szczescie.
Ja po wszystkich przygodach doszlam do wniosku, ze musze sie wyrwac z domu absolutnie, ale pojscie do pracy to nie jest taki swietny pomysl. Natalka przezyla bezbolesnie bo nie widziala mnie moze codziennie przez dwie godziny, Ania byla soba jak zwykle, zaabsorbowana wlasnym zyciem ale za to Dominika dostawala szalu jak widziala moja kolezanke, ktora sie nimi opiekowala. Ostatnia scena grozy to Dominika wczepiona obiema raczkami w moje wlosy, cala spazmatycznie we mnie wcisnieta i histerycznie wyjaca, ze ona nie pojdzie. Nie na moje nerwy to, zeby niszczyc swoje i Dominiki dziecinstwo za najnizsza place. Zwlaszcza, ze kolezance zaplacili tak smieszne pieniadze, ze normalnie zenada. Tez nie mozna od niej oczekiwac pomocy charytatywnej za psie pieniadze, zwlaszcza, ze ma sama dwojke malych dzieci.
Najlepsze rozwiazanie w tym momencie to pojscie do jakiejs szkoly i przekwalifikowanie sie na cos na co jest zawsze popyt i co przynosi pieniadze. Aha i jeszcze co mozna byloby robic w domu, szczyt marzen. Nad tym aktualnie mysle miotajac sie po domu, z Dominika wiszaca mi u szyi, Natalka chodzaca za mna krok w krok "poczytaj mi ksiazeczke" i Ania odstawiajaca histerie o byle co.

Wednesday, May 13, 2009

Przyszlosciowa materia

Wychodzac z domu zrzucam z siebie dotychczasowa codziennosc. Osma rano. Autobus, metro. Nikt z nikim nie rozmawia, kazdy zajety gazetami/ksiazkami/iPodami/komorkami i innymi zabawkami. Nikt sie nie usmiecha. Prawie wszyscy sie spiesza. W osrodku ludzie roznej masci i o roznym statusie spolecznym, zle lub dobrze ubrani. Ludzie brudni, smierdzacy, bezdomni, ktorzy wyszli z wiezienia, poprawczaka, matki dzieciom, duzi, mali. Szkola nas, na niewygodnych stolkach, w dusznych pomieszczeniach. Sami tego chcielismy, papiery podpisalismy. Przerwa na lancz, godzina wolnosci. Wyrywam sie przed siebie. Za rogiem most Queensboro wiodacy prosto na Manhattan. Moja mala rozpusta, dwadziescia piec minut marszu i Starbucks, dwadziescia piec minut, powrot. Tam na Manhattanie inne powietrze, inni ludzie, inaczej ubrani, inaczej mowiacy, zadowoleni. Dwa swiaty, mostem polaczone.

Tuesday, May 12, 2009

Olowiane stopy, glowa w chmurach

Wbrew mej wlasnej woli a tym bardziej mojego meza wyrwano mnie spod szklanego klosza pieleszy domowych i manewrujac grozba utraty pomocy spolecznej zapisano mnie do programu pt.: "Powrot do pracy". Na bardzo dlugi poczatek, kiedy to pani mowila i mowila przez dwie godziny zrobiono nam dwa testy. Pierwszy mial sprawdzic poziom wiedzy z matematyki i jezyka, drugi juz sprawdzal wiedze z danego poziomu. Objawily sie przy okazji pewne dziwne rzeczy, na przyklad moj brak absolutny wiedzy na temat jakiegos mnozenia przez cyfre siedem. Wysililam umysl na dzialania w slupkach i ulamkach, czytac jeszcze potrafie i od biedy rusze glowa czyli poszlo moze jako tako? Zajelo mi to o dziwo dwa razy tyle dluzej niz kazdy blysk wiedzy z dawnych czasow. Umysl kiedys ostry jak scyzoryk pokryl sie patyna nalecialosci jakis mysli abstrakcyjnych z pola kury domowej, jak na przyklad wieczna kalkulacja co do gara wlozyc. Od myslenia dostalam takiej migreny jak nigdy w zyciu do jedenastej w nocy.
Teraz jestem na etapie jakiegos szkolenia i zdobywania dodatkowych umiejetnosci jak na przyklad wiedza z zakresu zatrucia olowiem. Tylek boli. Po dwoch tygodniach lazenia po urzedach i kompletowania mnostwa papierkow i dokumentow okazalo sie, ze dofinansowano nam do czynszu szescdziesiat trzy dolary. Az dziw bierze, ze mojego meza apopleksja nie trafila na miejscu. Czekam z niecierpliwoscia ile kasy bedzie na czeku dla mojej "opiekunki do dzieci", ktora jest moja kolezanka i notabene nie wysila sie, poniewaz ciezar spada glownie na Roberta. Przychodze do domu kolo czwartej, konajaca z glodu a tu sodoma i gomora, koniec swiata i po trzesieniu ziemi stan ogolny. Tak, ze rano zajmuje sie istotnymi zajeciami, ktore maja mi znalezc prace za minimalna place a nastepnie zaleglymi robotami domowymi do godziny 11/12 w nocy. Tak, ze prosze wybaczyc brak maili, telefonow i innych stalych zajec istotnych poniewaz zajmuje sie teraz zyciem ludzi doroslych.

Thursday, April 30, 2009

Niedziela w Queens Zoo

Jakos usiedziec w domu nie moglam to spakowalam dzieci, ryknelam na meza, zapakowalismy sie do autobusu i po polgodzinnym bladzeniu dotarlismy do zoo zlokalizowanym we Flushing - Meadows Corona Park. W parku siedzieli absolutnie wszyscy z kolorowej okolicy, wygladalo to jak jeden, wielki, rozbuchany, grillujacy hiszpanski piknik. W zoo bylo o dziwo spokojnie. Nie jest to duzy obszar, zaledwie 5 akrow sklada sie z dwoch czesci. Mniejsza miesci zwierzeta domowe, zeby biedne nowojorskie dzieciaki mialy szanse na obejrzenie i wlasnoreczne dokarmienie tego, co dla niektorych dzieci normalne. Czesc druga zamieszkuja zwierzeta wystepujace w Ameryce Polnocnej. Kojoty, kuguary, sowa, sztuk jedna, orzel, tez jakis samotny, jakies inne ptactwo, czterokopytne jelonki. Sezonowo wystapuje aligator, ale jeszcze widocznie nie sezon i akwarium z fokami, gdzie obejrzec karmienie. Mielismy szczescie zobaczyc zmiane mamy i taty zurawi przy wysiadywaniu jajek.












Zoo jest male ale bardzo ladne, czyste i zadbane. Ciekawy budynek ptaszarni, gdzie mozna w srodku wspiac sie po rampie i podgladac rozne ptaszki przy codziennych zajeciach.
Wszystkie dzieci byly zadowolone i szczesliwe, zwlaszcza ze zaraz obok zoo znajdowala sie karuzela. Jedynie pierdzacemu tatusiowi sie nie podobalo, bylo mu goraco, byl glodny, spragniony i generalnie nieznosny. Poniekad go rozumiem, tez wolalabym siedziec sobie sama w domu, w ciszy, na komputerze, przed telewizorem, na kanapie, na toalecie.
Bedzie sie musial niezle napracowac zebysmy go wziely na kolejna wycieczke.




Friday, April 24, 2009

Park Centralny

Po muzeum poszlysmy sie jeszcze powietrzyc do parku, gdzie rowniez zjechalo sie pol miasta. Udalo nam sie znalezc fioletowe kwiaty, specjalnie dla Dominiki, ktora uznaje jedynie kolor fioletowy juz od dwoch miesiecy. Chociaz polepszylo jej sie juz na tyle, ze nie dostaje histerii w momencie jak musi zalozyc dzinsy z braku fioletowych portek, lub w innym kolorze pizame.











Zrobilysmy sobie piknik tuz przed pomnikiem krola Wladyslawa Jagielly. Pomnik zostal zaprojektowany przez Stanislawa K. Ostrowskiego i zostal sprezentowany Miastu w 1945 roku. Znajduje sie w doborowym towarzystwie pomiedzy Jeziorem Zolwi ;-), Metropolitan Museum of Arts, egipskim obeliskiem oraz zameczkiem o nazwie Belvedere.
Pomnik rzeczywiscie robi duze wrazenie, mozna zaobserwowac duze zainteresowanie przechodzacych osob roznej masci. No ladny jest ten nasz pomnik, jestem dumna jak sie na niego patrze ;-))) Serce mi roscie.


Corocznie pod pomnikiem w Niedziele Wielkanocna odbywa sie zbiorowe sniadanie swiateczne, na ktore zbieraja sie Polacy ale i rowniez przygodni przechodnie. Organizatorka jest Pani Uta Szczerba. Wszyscy zbieraja sie pod Katedra Sw. Patryka, gdzie mozna obejrzec wielkanocna parade kapeluszy, a nastepnie spacerkiem z koszykami wyladowanymi jedzeniem swiatecznym wszyscy udaja sie pod Jagielle. Tam na murku kazdy rozklada swoje smakolyki, ktorymi mozna sie poczestowac. Ostatni raz bylam na sniadaniu trzy lata temu i bylo super, nawet odbylo sie toczenie jajek po trawie. Potem przestalam na troche chodzic, bo co szlam to mialam nowe dziecko ;-). Ponizsze zdjecie nie jest moje. Zapraszam na strone Pani Uty, gdzie ejst wiecej zdjec oraz rozmowa z nia sama. W przyszlym roku sie wybieram i zachecam wszystkich zainteresowanych bo warto.

http://www.sniadanie.mariocomp.com/Rozmowa_Uta.html

Przylaczyla sie tez do nas para glodnych kaczek.