Wednesday, December 30, 2009

Ojojoj


Czas nie stoi, czas nie zwleka,
Ten czas pedzi i ucieka.
Po trzydziestce to juz z gorki,
na leb, szyje, na pazurki.
I tak dziwnie ja sie czuje,
ze sie chyba rozsypuje ;-).

Tuesday, December 22, 2009

Zaczarowana


Robert jest jak dziecko gdy sprawa dotyczy jego urodzin a ja jestem jak dziecko myslac o choince.
I juz jest, juz stoi i oko me cieszy. Przyniesiona na grzbiecie Roberta i ani slowa nie steknal, ze go plecy bola. Zaparzam kubek goracej herbaty, na kanapie zasiadam i kontempluje widoki a moge to robic godzinami, najwiekszy relaks wszechczasow. Dzieci w tym roku z pelnym zaangazowaniem ubraly cala choinke, zamiast pieciu godzin byly trzy, gdzie ja sama godzine strawilam na swiatelka, ktore przed zalozeniem sie swiecily a po zalozeniu calosci sznur na srodku sie przestal swiecic. I trzeba bylo sciagac i uzywac rozumu.
Choinka ubrana jest reprezantycjnie od przodu a od tylu sa same galezie ;-). Dzisiaj jeszcze powiesilysmy czekoladki i cukierki. Do pelnego szczescia powiesilabym jeszcze piernikow i jabluszek ale to juz nie w tym roku. I pomyslec, ze jak bylam mala to nie lubilam ubierania choinki. Juz sie nie moge doczekac kiedy to w piatkowy poranek (postawilabym sto dolarow na Anie jako pierwsza o szostej rano ;-) bede czatowac za stolkiem z kamera video ;-)

Sunday, December 20, 2009

Snieg i co tam

Najpierw bylo Swieto Dziekczynienia, ktore zawsze ignorowalam a tym razem nagle dotarlo do mnie, ze to przeciez najpiekniejsze swieto amerykanskie. Czyzbym zaczela zapuszczac korzenie?
Nastepnie obchodzilismy hucznie urodziny Roberta, bo on po prostu nie da sobie o nich zapomniec. Juz od Swieta Dziekczynienia zaczyna trabic o swoich urodzinach. Jak dziecko.

A wczoraj po poludniu zaczelo sypac. W sklepach nastapily sceny grozy, bo tutaj wszyscy chyba mysla, ze mieszkamy w srodku lasu. Polki byly wyczyszczone do lysa a kolejki ciagnely sie na calych dlugosciach sklepow. Wiem z doniesien swiadkow, bo sama poszlam do najgorszego badziewnego sklepu, gdzie nikt nie chodzi i kupilam tylko to co potrzebne na obiad.


Widok dzisiaj dziesiata rano. Poszlam odsniezac bez sniadania i kawy zeby miec motywacje. Jutro zapewne nie bede sie mogla ruszac.


Dzieci sa absolutnie do zimy nieprzygotowane jak co roku zreszta. Tylko Ania ma kombinezon, nikt nie ma butow na snieg. Nie mozemy isc do parku na sanki, z braku powyzszych czesci przyodziewku oraz sanek. Wstyd. No ale ten snieg nie pada znowu tak czesto. Gdybysmy mieszkali w srodku lasu to pewnie nie mialabym wyjscia i musialabym kupic. Jak na razie stosujemy worki w butach.

Musialam odsniezyc, najgorsze jest przebicie z chodnika na ulice, bo tam plug sniezny zawala.




Zajmowalam sie ostatnio glownie kreceniem w kolko i szukaniem wszystkiego oraz przygotowywaniem do najwiekszego klamstwa dziecinstwa moich dzieci. Mikolaj zabral te straszne listy, gdzie sama Natalka miala wpisane czterdziesci ksiazek. Wszystkie prezenty kupilam przez internet i zrujnowalam na nie karte kredytowa, ktorej glownym przeznaczeniem byl wyjazd do Polski w czerwcu. No ale do czerwca daleko a swieta tuz, tuz...