Wednesday, January 27, 2010

Poranki

Malo kiedy sie wysypiam. Klade sie do lozka pozno, jak dzieci zasna staram sie nadrobic czas przeznaczony tylko dla mnie (czyt. najczescie nie mam sily na nic, siedze i gapie sie tepo w tv). Jak jedna noga juz jestem w poscieli wtedy zazwyczaj trzeba dzieciaki wysikac. A potem to roznie bywa, "mamo wody", "mamo koszmar". Jakies obce ciala upychaja sie do mojej prywatnej przestrzeni potem trzeba je odnosic na miejsce. Robert sie wierci, chrapie, zgrzyta zebami a czasami w ogole nie spi tylko sie tlucze po domu pol nocy. Ja tez ide siku, sprawdzam dzieciaki, przykrywam, poprawiam. W zwiazku z tym rano jestem nadzwyczaj malo sympatyczna osoba. Wrecz wstaje wysoce niezyczliwa wszystkim i wszystkiemu wokol. Moja wpoluspiona inteligencja ogranicza sie tylko do tego jak zrobic kawe i automatycznie przeprowadzic wszystko sprawnie zeby nie spoznic sie do szkoly. Zazwyczaj przez pierwsza godzine po przebudzeniu jestem nieszczesliwa osoba. Nie odzywam sie do nikogo jezeli nie musze, bo nie chce zeby ten caly negatywizm poranny wylewal sie ze mnie i powodowal niepotrzebne awantury. Z dziecmi nie ma problemu, one wiedza co maja robic (czyt. sluchac mamy, nie dyskutowac i zmyc sie szybko do szkoly). A Robert? No coz. On wstaje rano i wszedzie go pelno, tupie noga, stuka lyzeczka o kubek i generalnie robi duzo halasu. Mnie cierpna zeby, w srodku gotuje sie lawa zlosci. Najchetniej bym go zamordowala. I nie nauczy sie facet do cholery po tylu latach, ze ja po prostu potrzebuje troche czasu zeby sie obudzic.

Sunday, January 24, 2010

Taka sobie niedziela

Za oknem ciemno, zawisla obietnica opadow. Zaslonilam zaluzje, zeby sie odgrodzic od szaro burych widokow. Brak motywacji bez slonca zagladajacego do mieszkania. Zaczynam trzecia kawe o jedenastej zeby sie zerwac do czynow niezwyklych. Od wczoraj myje i omiatam, jade lizolem i kloroksem po powierzchniach gladkich. Ania ma alergie od czwartku, ktora zaczyna sie od stop i posuwa sie w gore. Byc moze jak od dolu to winowajca lezy gdzies na podlodze? Stad porzadki ogolne. Nie moge biedne dziecko caly czas faszerowac benadrylem, po ktorym albo lezy plackiem albo chodzi, rozpacza i placze. Wcale nie pomaga fakt, ze wlasnie przeszla grype zoladkowa. Wredna grypa przelazla na Natalke, ktora do kompletu od czwartku ma zapalenie ucha i antybiotyk. Z lewego ucha przeszlo na prawe i potem zaczela sie grypa zoladkowa. Natalka lezy plackiem, wczoraj przespala piec godzin w dzien. Dominika jak na razie poza zwykla upierliwoscia nie ma zadnych dolegliwosci. Mnie wszystko swedzi. I stopy urosly mi o pol numeru. Uwierzylam w to dopiero po przymusowej wymianie trzech par butow. Rozczlapaly mi sie od tego lazenia wszedzie. Mam wiekszy numer od wlasnego meza, co za obciach. Maz na szczescie otrzymal fuche weekendowa w salonie lodek. Wczoraj sprzedal 1700 biletow. W domu spokoj i dekadentyzm, byle do jutra.

Thursday, January 21, 2010

Wizyta

Tesciowa przyjechala i pojechala bez zadnego wyraznego pozytku. Chociaz chyba odpoczela sobie za wszystkie czasy. Snula sie po domu w pizamie calymi dniami, ogladala opery mydlane, siedziala na facebooku i organizowala swoje papiery. Obdarzyla dzieci duza iloscia czulosci, chociaz mala iloscia uwagi. Generalnie tesciowa jest w zlej kondycji, zapasla sie i nie dba o siebie. Nigdzie z nia sie nie pojdzie bo za rogiem dostaje zadyszki. Udalo mi sie pary razy wyjsc, ale bynajmniej nie z mezem, ktory wykazal kompletny brak inicjatywy. Ciesze sie, ze tesciowa mogla przyjechac ale pomysl wykorzystania jej jako bezplatnej pomocy domowej spalil na panewce. Zapowiedziala wizyte a marcu z mezem i wnuczka. Uff...

Monday, January 11, 2010

A tam...

Przez to siedzenie w domu i przebywanie prawie wylacznie z osobami nieletnimi zdziczalam. Nie umiem wyjsc do ludzi, rozmawiac z nimi i mam kompletnie zanizone poczucie wlasnej wartosci. Wydaje mi sie, ze jak odzywam sie do kogos innego niz moje wlasne dzieci to gadam same glupoty. I wstyd mi jest. Przed dziecmi jeszcze jakos udaje mi sie wypasc na osobe inteligentna. Chyba tylko mnie sie wydaje, ze mam poczucie humoru. Tutaj jakos mojego poczucia nikt nie rozumie. Ludzie sie obrazaja i musze dokladnie tlumaczyc o co mi chodzilo. Szczegolnie delikatnie trzeba postepowac w srodowisku szkolnym. Mam polskie kolezanki, czasami opiekuje sie cudzymi dziecmi. Trzeba uwazac co sie mowi, dwa razy sie zastanowic przed otworzeniem ust. Absolutnie nie krytykowac cudzych bledow wychowawczych. Szczerosc, w zamiarze majaca pomoc drugiej osobie jest zle widziana. Najgorsze tutaj nikt nie powie jak mu sie cos nie podoba. Usmiechnie sie i pomysli sobie swoje. I potem czlowiek sie zastanawia dlaczego trafia wylacznie na sekretarke automatyczna w telefonie.

Saturday, January 9, 2010

Olaboga!

Wczoraj po raz pierwszy od bardzo dlugiego czasu popatrzylam w lustro i strach mnie oblecial. Nie wiem kogo tam zobaczylam ale ciezko to przypomina mnie sama. Przed wakacjami w swoich wlasnych oczach zaczynalam przypominac Cindy Crawford. ;-) Zblizalam sie do rozmiaru spodni numer 6 a nie udalo mi sie to jeszcze nigdy w zyciu. W ciagu wakacji nastapil krach i zalamanie. Jak sie glebiej zastanowic to zlozyly sie na to trzy TE: Tarczyca, (nowe) Tabletki antykoncepcyjne i Totalne zarcie. Ruchu mi wcale nie brakowalo, chociaz bylam wyzuta z energii, checi i ochoty. Zwiekszone przyjmowanie pokarmow nastapilo dopiero po wakacjach. Co tu kryc lepiej jak jestem nieszczesliwa, przybita i zalamana, bo wtedy chudne. A teraz jestem szczesliwa to jem. Efekty sa zdumiewajace, nadrobilam to co stracilam, co prawda jeszcze nie z nawiazka, nadzieja zatem istnieje. Musze sie opanowac bo sadlo zaczyna sie wylewac ponad spodnie numer 14!!! Nie mam w czym chodzic.Wzielam sie konkretnie do dziela i zakupilam male hantle i kasete z cwiczeniami z jakas oblakana kobieta (na przecenie byla). Do tego jeszcze musze zastosowac MZ czyli mniej zrec. Jak na razie wyszukuje wszelkie mozliwe wytlumaczenia zeby sie za cwiczenia nie zabrac. Zaczelam sprzatac na przyklad ;-). Nie taki zly pomysl, we wtorek przyjezdza tesciowa to jak najbardziej rzecz wskazana.

Tuesday, January 5, 2010

A dzisiaj na obiad...

Na taka zimnice chili najlepsze.
Skladniki:
1 pound zmielonej wolowiny
1 pokrojona w kostke cebula
1 tbsp pokrojonej w kostke papryczki jalapeno
1 14.5-ounce puszka ;-) obranych pokrojonych pomidorow
1 15-ounce puszka ;-) czerwonej fasoli wraz z woda
1 8-ounce puszeczka sosu pomidorowego
1 cup wody
1 tbsp octu
1 tsp soli
1 tsp proszku chili
1/4 tsp zmielonego czosnku
1 lisc laurowy

Do posypania:
pokrojona papryczka jalapeno, ser zolty starty na grubej tarce, cebula.

Ja moje chili wrzucam do wolnowara ;-) gdzie pyrka sobie pod przykryciem ze trzy godziny i nie traci zadnych skladnikow plynnych, w zwiazku z tym nie dodaje wody. Daje rowniez wiecej miesa (gdzies z pol funta) oraz dwie puszki fasoli a nie jedna. Daje dokladnie tyle papryczki ile jest podane, poniewaz tyle moga zdzierzyc moje dzieci. Jezeli ktos woli bardziej pikantne to polecam wiecej. Moj maz wrzuca cala papryczke pociupana razem z pestkami. Dla nie wtajemiczonych - jest to aboslutne cierpietnictwo tylniej, dolnej czesci ciala na toalecie dnia nastepnego ;-). Tylko dla najtwardszych. Mniam, mniam.

Sunday, January 3, 2010

Z Nowym Rokiem

Zycze wszystkim i sobie zdrowia, wytrwalosci i cierpliwosci. Te trzy rzeczy (oczywiscie w moim mniemaniu) pomagaja gory przenosic i byc szczesliwym.
Na dobry poczatek pierwszego stycznia weszlam na nasza klase i wykasowalam wszystkie osoby, ktore w calym zeszlym roku sie do mnie slowem nie odezwaly. Po co mi setka znajomych, na ktorych sie skupiam, mysle o nich, trace czas na ogladanie ich zdjec z krajow egzotycznych i ich dzieci kiedy potem czasu mi brak na skupienie sie na tych osobach, ktore skupiaja sie na mnie? Jak do tej pory jedna osoba zlozyla zazalenie. Zycie w miejscu nie stoi, sentymenty sentymentami ale jednak wypadaloby w koncu zdecydowac co jest sprawa istotna a co tylko strata czasu. Spoleglam na kanapie z kubkiem kawy na ostatnie dni, wzielam goracy prysznic, ogolilam nogi, wyskubalam brwi. Poczulam sie jak po zdobyciu osmiotysiecznika. To byl dobry koniec niedobrego roku. Wyspalam sie. Nie robie zadnych konkretnych postanowien na Nowy Rok. Wiem, ze nic z tego nie bedzie: brak mi cierpliwosci i wytrwalosci ;-). Chcialabym tylko przezyc kazdy dzien najlepiej jak potrafie, przestac marnowac czas bez sensu i krecic sie w kolko niewiadomoczemu. Wziac sie w kupe i zrobic co jest do zrobienia i popchnac to zycie do przodu. Zadbac o siebie i zastanowic nad tym co przede wszystkim dla mnie jest wazne. Bleee pierdu, pierdu ;-). Czas zaczyna mi uciekac, myslalam, ze to dopiero po czterdziestce ale mylilam sie...

Friday, January 1, 2010

Historia Swiateczna (ze szczegolami).

Po swietach pozostaly juz tylko mile wspomnienia a ja jestem dopiero na etapie porzadkow przedswiatecznych. Nie ma mnie na zadnym zdjeciu z tego prostego wzgledu, ze nie zdazylam sie ani ladnie ubrac, ani wymalowac ani uczesac. Wiekszosc czasu przebombilam w pizamie, krecac sie w kolko i robiac pranie. Nie zmienia to jednak faktu, ze byly to najmilsze i najbardziej udane swieta w mojej karierze matki i kury domowej. Najpierw mielismy taka sobie Wigilie, gdzie Robert poszedl do pracy a my panierowalysmy rybe.

Natalka sie niezle narobila zeby potem sie tylko skrzywic, pokrecic nosem i powiedziec, ze niedobre i ona nie bedzie tego jesc. Reszta dzieciarni wziela z niej przyklad i w efekcie obiad poszedl do kosza a dzieci przezyly na jogurcie.


Nastepnie upieklysmy ciasteczka dla Mikolaja, zeby mial sile rozwozic prezenty. Polozylam dzieci spac po dziewiatej wieczorem zeby zagwarantowac sobie dluzszy sen w Boze Narodzenie.

Do godziny drugiej w nocy pakowalam prezenty, Robert odpadl gdzies kolo polnocy. Potem wstawalam pare razy i absolutnie nie moglam spac. O godzinie SZOSTEJ!!!! rano mielismy w Robertem niezapomniane przezycia kiedy to ANIA! na czworaka poczolgala sie stylem wezowym po Dominike! a nastepnie obie bezszelesnie i na czworaka udaly sie pod choinke gdzie obie zachlysnely sie i zapowietrzyly. Nastepnie nastapilo dwudziestominutowe przezucanie paczek i dyskusja pt.: "Co robic?" Powiedzialam im bardzo wyraznie i jakies piecdziesiat razy, ze maja najpierw obudzic siostry a potem r o d z i c o w! ale widocznie wydedukowaly, ze musial byc jakis ciezki srodek nocy, bo bylo ciemno jak w d....e i to budzenie nas im nie wyszlo. W koncu Robert nie wytrzymal i poszedl "siku". O godzinie 6:30 nastapila impreza pod choinka oh i ah.


Po poludniu ubralam ladnie dzieci bo mielismy Goscia. Sama zdazylam wziac prysznic. Szef kuchni wypichcil pstragi w ziolach, ktore byly przepyszne. Po czym nastapilo dalsze rozpakowywanie prezentow przywiezionych przez Goscia.

Reszta Swiat minela na wizycie Wujka i Kuzynki, poszlismy do kina i pojechalismy na Greenpoint. Zdjec z Sylwestra nie posiadam, poniewaz strzelilam focha. I tak sobie tutaj siedze w pizamie z kawa w Nowy Rok i zamierzam przebombic caly dzien. Dopiero od jutra bede sie zastanawiac od czego by tu zaczac...