Saturday, December 25, 2010

Osiemnastego grudnia...

w Madison Square Garden odbyl sie koncert Prince'a. Bilet byl moim urodzinowym prezentem. Bylo fantastycznie. Przez dwie godziny wrzeszczalam i tanczylam. Prince to byla moja wielka milosc w liceum, sentymenty pozostaly do dzisiaj. Mozna byloby sie cofnac w czasie, bo artysta wyglada tak, jak dwadziescia lat temu. Coz za glos, co za energia, co za widowisko! Jedyna szokujaca zmiana to brak obcasow, zupelnie plaskie buty, hm, albo dostal platfusa na stare lata, albo wyzbyl sie kompleksow. W niedziele czulam sie jak za starych licealnych czasow po imprezie, glowa mi pekala, mowic nie moglam, wszystko mnie bolalo a po poludniu musialam sie zdrzemnac hehh.