Tuesday, December 30, 2014

Ostatni Dzien

Z naszego starego zycia byl wczoraj. Munga pojechal do Pittsburgha. Przyszedl dwa razy, najpierw rano, zeby przyniesc jakies rzeczy, ktorych nie potrzebowal a nastepnie wieczorem, zeby sie pozegnac. Wieczorem wyslalam dzieci na dol, nie bylo ich dobre dziesiec minut. Przyszly z powrotem cale splakane. Powiedzialy, ze tatus tez plakal. No coz! Dramatyczne zakonczenie dramatycznej serii wydarzen. Ostateczna zla/dobra? decyzja zostala podjeta (przez niego) i teraz wszyscy bedziemy ponosic konsekwencje. Ja tez sie wczoraj poplakalam, ale w sumie to dlaczego? Z zalu, rozczarowania, strachu? Mam nadzieje, ze skoro teraz nie bede miec na glowie wiecznych przepychanek emocjonalnych bede sie mogla skupic nad budowaniem nowego zycia. Czas na moje decyzje ;-).

Sunday, December 28, 2014

Zyje ;-)

W Boze Narodzenie sprzatalam szesc godzin mieszkanie i nie udalo mi sie nawet skonczyc. Dwie sypialnie zostaly mi na dzien nastepny. Musial byc syf, malaria do potegi entej ze tyle mi zeszlo, bo zaprawde dobra sprzataczka ze mnie jest ;-). Po poludniu przyjechal po mnie pastor i pojechalismy do New Jersey do znajomych z kosciola. Bylo bardzo milo, maja przepiekny dom (ktory niestety usiluja sprzedac), a pani domu to doskonala kucharka. Najbardziej smakowaly mi nadziewane karczochy, zezarlam dwa wraz z nadzieniem, ktore mialo w srodku czarne oliwki, ktorych nie cierpie ;-). Bylo to az tak dobre, musialam sie powstrzymac od wylizania talerza. Pastor odwiozl mnie do domu po dziesiatej wieczor i zaskoczyl mnie tym, ze na propozycje herbaty powiedzial: "Tak". Kto do cholery idzie do kogos na herbate po dziesiatej wieczor?!??! Zaproponowalam, bo tak ladnie na filmach to robia (amerykanskich), ale on powinien byl powiedziec, ze juz pozno jest i spadac do domu. No ale trudno, przylazl i gledzil az wkoncu zaczelam usypiac, przebralam sie w pizame i powiedzialam mu, ze ide spac. Dzisiaj nie poszlam do kosciola, bo tak sie nim przejadlam. Nie wiem o co mu chodzi, ale zdaje sie musze troche sie zdystansowac, bo na pastorowa to na pewno sie nie nadaje.
W piatek od siodmej rano do dziesiatej robilam zakupy, udalo mi sie skonczyc sprzatac sypialnie a nastepnie wzielam sie za gotowanie. Zrobilam grzyby z papryka i cebula dla wegetarian i kurczaka dla reszty gosci.
Dobrze, ze jedna kolezanka przyszla wczesniej i mi pomogla bo chyba bym sie nie wyrobila.
Przyszlo dziesiec kolezanek i siedzialysmy do dwunastej, mialo byc drugie tyle ale nie dopisaly. Impreza sie udala. Poszlo pelno wina, gdzie latynoski pily jakies biale, slodkie jak niewiadomoco a reszta czerwone wytrawne. Szkoda tylko, ze mialam kanape na srodku pokoju i mi sie impreza podzielila z jednej strony siedzialy znajome Polki a z drugiej kolezanki z pracy. Nastepnym razem przesune kanape pod sciane i wszyscy beda zmuszeni do zbiorowej integracji.
W sobote poszlam na zakupy, ale nic ciekawego po szale swiatecznym nie bylo. Chcialam kupic cos dzieciakom od mamusi pod choinke. Troche taka slaba bylam po tej imprezie i troche mnie telepalo, chociaz glowa (o dziwo!) mnie nie bolala. W zwiazku z tym reszte dnia spedzilam na kanapie ogladajac "Zemste" ("Revenge"), ktora to z kazdym kolejnym odcinkiem robi sie coraz glupsza.
Dzisiaj sprzatalam chalupe, przyszla tez kolezanka na chwile i pomogla mi zabic troche czasu.
Dzieci sa w drodze, Munga dzwonil., ze sa juz na Manhattanie. Ufffff i po bolu. Dalam rade, chociaz bylo to bardzo uciazliwe przezycie. Kiedys sie przyzwyczaje, ale pierwszy raz jest zawsze najgorszy.
Jedyny stres jaki mi pozostal to wyjazd Mungi. Niech sie spakuje i spada, ja chce miec to jak najszybciej za soba.  

Wednesday, December 24, 2014

Wigilia

To, ze dzieci nie ma nie oznacza, ze sobie spokojnie siedze, placze i uzalam sie nad swoim zyciem. Wrecz przeciwnie - od wczoraj sobie na tylku nie siadlam.
Z okazji imprezy okazalo sie, ze nie jestem w zaden sposob przygotowana na takowa okolicznosc. Musialam na przyklad pojsc do sklepu i kupic kieliszki do wina. Nie pije alkoholu juz od czterech lat i cale szklo oddalam Mundze. Trzeba bylo kawe kupic z kofeina, talerze, ogorki konserowe, wino i inne niebedne rzeczy ;-). Dwa dni latalam po sklepach.
Rano poszlam do kolezanki, ktora potrzebowala pomocy, musiala przesunac szafke na ksiazki oraz polozyc dywan u dziecka w pokoju. W tym celu wszystko trzeba bylo z tego pokoju wyniesc. Zeszlo nam z tym do poludnia, cztery godziny, no ale jakie efekty koncowe!!! Nie sa to zajecia, ktorymi parac sie powinny bialoglowy, no ale czasami mezowie nie sa w zasiegu ;-). Czasami po miesiacach proszenia sie mozna miec juz dosyc.
Dzisiaj wieczorem poszlam ze znajomymi do restauracji na obiad, bylo bardzo milo. Potem skoczylam jeszcze do przyjaciol, ich dzieci zobaczyc. Wieczor zlecial nie wiadomo kiedy.
Tak sie objadlam, ze nie moglam oddychac.
Jutro musze posprzatac, poniewaz niestety wszystkie sklepy sa zamkniete. Cale zakupy bede musiala odwalic w piatek, mam nadzieje, ze sie wyrobie.
Po dzieciach sluch zaginal. Chwilowo nie placze, bo zajeta jestem.

Monday, December 22, 2014

Poniedzialek

Dzisiaj a mnie caly dzien wydaje sie, ze piatek. Jeszcze tylko jutro do pracy i fajrant do piatego stycznia. 
Jak pozegnalny obiad wypadl? W sumie to nie wiem czego sie spodziewalam, zaden cud nie nastapil ;-). Poszlismy do naszej ulubionej restauracji, gdzie kiedys serwowali naprawde pyszne jedzenie. Ale chyba te wszystkie miejsca, gdzie razem chodzilismy stracily na uroku wraz z rozpadem malzenstwa. To juz nie bylo to. Jedzenie mi tak nie smakowalo i generalnie wszystko bylo dziwnie nie na miejscu. Musze znalezc sobie jakies nowe miejsca, zaczac tworzyc nowe wspomnienia i nowa historie. To co bylo miedzy mna a Munga zostawilismy juz dawno za soba, juz nigdy nie bedzie tak jak bylo, za duzo nas dzieli. Najlepiej to zostawic I zajac sie czyms innym.
Zamowilismy jedzenie i troche opowiedzialam co tam u mnie slychac. Oczywiscie przy Mundze na stole lezal jego telefon, najnowszy i najwiekszy iPhone, ktory musial co chwile sprawdzac (jakjategonienawidze). Po dwudziestu minutach Munga sie ubral i wyszedl na papierosa, albo moze musial ten telefon odebrac, nie wiem. Takie zachowanie w moich oczach jest nie do przyjecia. Jak jedzenie przyniesli to zaczelam jesc i tyle. Pewne rzeczy sie nigdy nie zmienia, w tym brak kultury osobistej u Mungi.
Munga mi powiedzial zebym sie przeprowadzila do Pittsburgha. Ale po co to nie powiedzial. W charakterze kogo? Potrzebuje miec dzieci blisko siebie i darmowa opiekunke do nich a on sobie bedzie zyl zyciem singla?  Bimbo wie, ze dzieci przyjezdzaja na swieta, bo mi napisala texta zebym sie nie martwila, poniewaz nie bedzie ingerowac w zaden sposob. Sa w dalszym ciagu w kontakcie ale czy razem czy osobno i ocowogolechodzi???
Jutro dzieci rano ida do szkoly a potem Munga odbiera je wczesniej i jada prosto do Pittsburgha.
Ja z calego stresu i depresji wymyslilam, ze w piatek urzadze sobie w domu urodziny ;-). Chata wolna, dzieci nie bedzie, trzeba to wykorzystac hehehe. Zaprosilam kolezanki z pracy i pare przyjaciolek. Przynajmniej bede miala motywacje zeby posprzatac ten smietnik. Dam rade, przezyje te swieta, urodziny i Nowy Rok!

Thursday, December 18, 2014

Cud na swieta

Zacielam sie i powiedzialam basta! Wytlumaczylam dzieciom, ze bede je zaprowadzac do szkoly, zeby byly na czas. Przestalam odpowiadac na wiadomosci od Mungi. W ponidzialek, we wtorek i w srode zaprowadzilam je do szkoly bezstresowo. W czwartek dostalam wiadomosc od Mungi, ze pieniadze sa na koncie w banku. Tyle, ile sobie zazyczylam. Co prawda nie spalam przez cztery dni dlatego, ze czulam sie jak okropna matka, ale warto bylo. Moglam juz go dawno tak przycisnac hahaha, moze by placil alimenty jak trzeba.
Dzisiaj mnie postraszyl, ze jedzie do mamy i taty, bedzie z nimi mieszkal, zyl z bezrobobcia i kasy na pewno nie zobacze. Aaaa tam. Juz sie nie moge doczekac kiedy pojedzie. Bede miec swiety spokoj. Moze i bede umierac ze strachu jak sobie dam rade, ale przynajmniej odpoczne psychicznie.
Jutro idziemy na pozegnalny obiad. Ja i Munga. Hahaha...

Saturday, December 13, 2014

18 dni

Zostalo do konca tego intensywnego roku. Cobytu dobrego na jego temat powiedziec? Dowiedzialam sie jak wielu mam dobrych przyjaciol. Jak wielu osobom zalezy na mnie i na moich dzieciach. Jak czasami pomoc przychodzi z nieoczekiwanej strony. Gdyby nie te wszystkie gesty dobroci, poswiecona mi uwaga, okazane zainteresowanie juz dawno rozsypalabym sie na kawalki.
Dziekuje wszystkim za milosc, troske i uwage.  
 
Wszystko inne w tym roku bylo nie do pojecia.
 
 
***
 
Koncowka roku bedzie napieta. Munga zlozyl wypowiedzenie w pracy i wyprowadza sie do Pittsburgha 21 grudnia. To znaczy moze sie juz nawet wyprowadzil, nie informuje mnie raczej o swoich planach. W tym tygodniu byl zajety, nie mogl zobaczyc sie z dziecmi, powiedzial, ze kupowal prezenty dla dzieci, ale byc moze zamiast tego sie przeprowadzal. Mial zaczac placic regularnie alimenty, ale skoro wydal na prezenty to oczywiscie nie czuje sie zobligowany. Poddalam mu pomysl, zeby wzial dzieci do Pittsburgha na swieta, zeby to jego rodzina kupila prezenty a nie on. Najpierw mi tlumaczyl, ze mamusia i tatus mu sfinansuja impreze a teraz twierdzi, ze przeciez nie bedzie mial kasy skoro wyda na "kosztowny" wyjazd do Pittsburgha.
Tyle wscieklosci we mnie siedzi, ze czasami sie czuje jakbym miala peknac. Nie cierpie tego, nie cierpie taka byc, nie mam tego w naturze.
Czytam ksiazke o tym, jak pomoc dzieciom przebrnac przez rozwod. Wcale mi ta ksiazka nie pomaga. Z ksiazki wynika, ze jedyna droga do szczescia dzieci w przyszlosci to pokojowa wspolpraca z osoba, ktorej sie nie cierpi. Bleeeee.
Zrobilam cos, z czego nie jestem dumna. Powiedzialam Mundze, ze jezeli nie da mi pieniedzy w tym i w przyszlym tygodniu to nie pozwole dzieciom jechac na swieta. Jest to swinstwo. Czuje sie jak okropna matka, krzywdzaca swoje dzieci. One sie bardzo ciesza, ze jada (co mnie zabija). Nawet nie wiem jak im bede musiala to wytlumaczyc? Modle sie o to, zeby zaplacil. Innej szansy na wyciagniecie od niego kasy nie bede juz miala. Pojedzie do Pittsburgha i bedzie mial wszystko w dupie.
 
***
 
Dotknelo mnie bardzo to, ze wyjezdza. Podlamalo wrecz. Czuje sie jak opuszczona zona. Tak wiem, zostawil mnie juz ponad rok temu. Ale teraz to zostawia tez dzieci. Nie potrafie sobie wyobrazic jak to dalej bedzie. Boje sie w ogole na ten temat myslec.
Radze sobie najlepiej jak potrafie, ale teraz to naprawde bede sama. Tak, wiem nie moglam na niego za bardzo liczyc ale jednak zawsze byl w poblizu. Jakby sie cos naprawde zlego stalo to by pomogl.
Nie wiem jak dzieci to zniosa. Zapytalam sie Natalii co o tym sadzi, powiedziala, ze przeciez beda tam czesto (!@#@#$@??!!!) jezdzic. Reszta tez nie wyglada na zalamane. Dzieci funkcjonuja w inny, niepojety dla mnie sposob.
18 dni, niezabijemnieto.

Sunday, December 7, 2014

Sprzataczka byc, a to ci jest przygoda!

Jak, do tej pory udalo mi sie znalezc siedmioro klientow. Dwojka z nich to klienci stali, raz na dwa tygodnie a reszta sobie jaja robi. Generalnie podejscie klientow do sprzataczek jest takie, ze chca miec zrobione wszystko co sobie wymysla za jak najmniejsze pieniadze. Podejscie sprzataczek do klientow jest takie, ze chca jak najwiecej zarobic, jak najmniejszym wysilkiem. Jak widac nastepuje niekonczacy sie konflikt interesow.
Sprzataczki radza sobie w ten sposob, ze staraja sie zeby im placono za robote a nie na godzine. Tlumaczone jest to tym, ze czasami sprzataczka moze byc w wyscigowej formie i zrobic mieszkanie w dwie i pol godziny a czasami moze miec na przyklad okres i grzebac sie trzy. Robota ponoc ta sama. Generalnie w momencie jak juz sie "oswoi" mieszkanie to sprzata sie je szybciej i mozna skonczyc wczesniej a zgarnac ta sama kase.
Mekka wszystkich sprzataczek jest Manhattan, kraza rozne kultowe opowiesci jakie to mozna zarobic kokosy nie wysilajac sie. Ja na Manhattan na razie sie nie zalapalam, poniewaz trudno mi pogodzic moja "normalna" prace oraz trojke dzieci z kariera w tym zawodzie.
Niestety musze przyznac ze smutkiem, ze jakos nie urodzilam sie, zeby byc sprzataczka. Pomimo tego, ze jestem perfekcjonistka i w zwiazku z tym sprzataczka ze mnie wysokiej klasy to jakos nie moge sobie wyobrazic przyszlosci w tym zawodzie. Wrecz w polowie sprzatania kazdego mieszkania mam zalamanie, kiedy to chce mi sie plakac ze zmeczenia i upokorzenia.
Kazdy klient to inne imie, inna historia i inny rodzaj balaganu.
Moja "najstarsza" klientka, rosyjska zydowka wyglada tak, jakby wyszla prosto z rosyjskiego zurnala mody. Zrobione ma wlosy, makijaz, paznokcie a cale ubranie tworzy calosc doskonala. W lazience cala polka kosmetykow od Diora i innych takich. Jej boyfriend to slawny ( w jej mniemaniu) rosyjski naukowiec. Co roku jezdza sobie na cruise a co tydzien w plener. W ich mieszkaniu mam zawsze najwieksze zalamanie nerwowe. Maja cudownego psa, irlandzkiego setera, ktory po calym domu rozrzuca tone kudlow i natury przywleczonej z zewnatrz. Pan domu chodzi w butach i do tego rozrzuca suszone owocki po podlodze i udeptuje je dodatkowo butami. Pani domu ma w kuchni karaluchy, ktore tak za bardzo jej nie przeszkadzaja. W szafkach lezy conajmniej dziesiecioletni syf a pani chce miec posprzatane wszedzie. Mili ludzie, ktorzy obsolutnie nie maja glowy do sprzatania i w zwiazku z tym zabijaja mnie. Gdyby nie to, ze potrzeba mi kasa i do tego pani kupila mi (na moja prosbe) odkurzacz za trzysta dolarow juz dawno walnelabym tym w pierony.
Na drugim koncu spektrum znajduja sie dwie babcie, ktore mieszkania maja czyste i chyba przychodze do nich tylko po to, zeby dotrzymac im towarzystwa. Jedna caly czas mi mowi, ze zle sprzatam i patrzy mi na rece, w jedej minucie mowi tak a w drugiej smiak. Powoli dochodze do wniosku, ze moze pod sufitem ma cos nie tak jak trzeba. Druga natomiast ma piekne mieszkanie, w ktorym sama moglabym mieszkac i caly czas na nie narzeka.
Kolejny jest zydowski "aktor", ktory mnie czaruje na kazdy mozliwy sposob. Za kazdym razem zaprasza mnie na obiad, proponuje podwiezienie i transport do sklepu. Jestem jego pierwsza sprzataczka i sprzatanie wstepne zajelo mi trzy dni. Facet mial kolekcje pustych, plastikowych opakowan, plastikowych toreb i papierzysk nazbieranych z dziesieciu lat. Dwie lazienki i jedna sypialnie sprzatalam 6 godzin. Druga sypialnie i kuchnie 5 godzin. A salon i jadalnie kolejne 6 godzin. Teraz juz lajcikowo chodze sobie raz na miesiac. Chcialabym chodzic czesciej, bo dobrze placi i ma najpiekniejszy widok na Nowy Jork z 29 pietra. Niestety jego czary mary nie rozciaga sie na jego portfel.
Najsympatyczniejszy ze wszystkich facetow, ktorym sprzatam jest zydowski doktor od stop. Elegancki, starszy pan, ktory w calym domu ma poustawiane stopy. W lazience wisi kotara ze stopami,na scianie wisza stopy, na polkach stoja stopy. Na szyi ma wisiorek ze stopa, na butach ma namalowane stopy a tablica rejestracyjna samochodu informuje, ze jest to "Footdoc". Poza tym jego pasja jest gra w tenisa. Po ataku na World Trade Center zglosil sie do oddzialu pierwszej pomocy i jego uklad oddechowy na tym bardzo ucierpial. Ze wzgledu na swoja pomoc jest dosyc znany. Jego przyjaciolka, ktora zglosila sie na ochotnika do pomocy razem z nim z tego powodu zmarla. Bardzo interesujacy, sympatyczny i dobry czlowiek.
Mam jeszcze jednego, zydowskiego "kawalera", ktorego rodzina (zona z czworka dzieci) mieszka w Kanadzie i jest to "complicated". Nie przeszkadza mu to w proponowaniu mi za kazdym razem wyjscia na obiad, kupowaniu czekoladek i placeniu wiecej niz moja robota jest warta. Zaczelismy od 60 dolarow, potem zaczal mi placic 80 a ostatnio dal mi stowke. Musialam sie wrocic i niestety oddalam mu dwie dychy, poniewaz ta robota naprawde nie jest tyle warta.
Na samym koncu jest przeurocza matka dwojki dzieci, chlopcow (4 i 2 latka), ktorzy kompletnie nie sluchaja. Stan jej mieszkania jest taki, ze sprzatanie kuchni i lazienki zajmuje mi prawie trzy godziny. To prosze sobie wyobrazic ten syf. Dodatkowo gdziekolwiek sie nie rusze mam ich cala trojke przed nosem, co mnie dodatkowo spowolnia. Mamusia sobie w gumki leci i caly czas odwoluje moje wizyty i do tego jeszcze nie kupuje tego, co jej kaze i nie mam czym sprzatac.
 
***
 
Podsumowujac: ludzie to syfiarze. Musze zeskrobywac kupy z toalet, zmywac siki z kafelek, wyluskiwac wlosy lonowe zewszad. Musze tepic karaluchy, szorowac naloty i odkurzac niekonczace sie powierzchnie. Z umiechem na ustach wysluchuje komplementow, historii calego zycia, narzekan i utyskiwan.. Od tej roboty bola mnie kolana, plecy i jestem tak zmeczona, ze czasami zasypiam na siedzaco. Jedyny szczesliwy moment to wtedy kiedy koncze sprzatac i dostaje w rece pieniadze.
Dzieki tej robocie mam nakarmione dzieci. Potrzebuje wiecej klientow, w zwiazku z tym musze sie zaczac reklamowac. Musze wyrobic sobie wizytowki, tylko potrzebny mi jakis chwytliwy slogan. Jedyne co udalo mi sie do tej pory wymyslic to:
"Clean House - Happy You!" ;-)

Saturday, December 6, 2014

Lista problemow na dzisiaj.

1. Munga zaplanowal sobie przeprowadzke 21 grudnia, dzieciom zaczyna sie wolne 24 grudnia. Chce zeby opuscily dwa dni szkoly. I to po tym, jak mu dokladnie wytlumaczylam dlaczego dzieci nie moga opuszczac szkoly!
2. W pracy moja licencja stracila waznosc (nie powinnam pracowac na swoim stanowisku) i musze zlozyc (znalezc) wszystkie papiery od nowa zeby ja odnowic. Za aplikacje sie oczywiscie placi. Dolozyli nowy kurs, ktory trzeba do tego zrobic, szesciogodzinny i za 85 dolarow. Musze skolowac kase i wziac dzien wolny od pracy.
3. Musze zlozyc nowa aplikacje o food stamps. W tym celu musze skompletowac wszystkie papiery oraz wyciagnac od Mungi jakis papier potwierdzajacy to, ze zwalnia sie z pracy.
4. Bede musiala zalatwic dzieciakom jakies ubezpieczenie, znowu kompletacja papierzysk.
5. Musze zadzwonic znowu do IRS, poniewaz wczoraj po wiszeniu na telefonie trzy i pol godziny nie udalo mi sie sprawy doprowadzic do konca. Wisimy im szesc tysiecy dolarow, do ktory wala straszne odsetki. Odpowiedzialna jestem ja i Munga, ktory oczywiscie nie bedzie placil.
5. Musze wiecej pracy znalezc, albo inna prace.

Wszystko musze i to najlepiej na wczoraj. Czuje sie tak, jakby mi glowa miala peknac od tego wszystkiego. Dzisiaj zamiast koncentrowac sie na mojej cudownej pracy myslalam o tym wszystkim. Chyba az za bardzo, poniewaz kobieta do mnie zadzwonila i zlozyla reklamacje, ze mieszkanie nie wyglada tak, jak powinno. O, swietny pomysl, musze napisac notke o mojej cudownej karierze sprzataczki w Nowym Jorku.

Friday, December 5, 2014

Kochajacy Tatus

Podjal nareszcie jakas decyzje. Za dwa tygodnie wyprowadza sie do Pittsburgha. Ponoc rozmawial juz z szefem i wlascicielka mieszkania.
Napisal mi, ze wraca do domu. Bedzie mieszkal z mama i tata w wieku 49 lat.
No trudno, zycze mu wszystkiego najlepszego i tak jakos nie wydaje mi sie, ze bedzie szczesliwy.
Bezsensowne zakonczenie calego bezsensownego roku.
Troche podlamana jestem. Nie wiem, jak sobie poradze.
Nie wiem, jak dzieci to przezyja.
Ten nieszczesny rozwod to chyba nigdy nie dojdzie do skutku.
Na dzisiaj juz wystarczy, czas polozyc sie spac.
Zaczniemy sie martwic na nowo od jutra
Dobranoc, karaluchy na noc...

Wednesday, December 3, 2014

Taaaa sad dzisiaj mielismy

Co nowego ? Nic nowego. Nowa date dostalismy na jedenastego lutego, pa pam. I jak sie wtedy nie dogadamy to bedzie rozprawa ze swiadkami i innymi bajerami. Mamy zrobic liste swiadkow ha!
Wszyscy sie dzisiaj litowali nad tym biednym Munga, ktory tak sie stara, zeby postepowac jak trzeba a wcale mu to nie wychodzi. Biedaczysko nie rozumie, ze jezeli bedzie w dalszym ciagu mieszkal sam w trzech sypialniach to nigdy go nie bedzie na nic stac.  Jezeli nie zmieni stylu zycia I w dalszym ciagu bedzie zyl ponad stan.
Bylam tak naszprycowana melisa, ze wszystko przezylam bezbolowo, wrecz zabawne mi sie to wydawalo. Czysty luz blus.
Munga ma wykazac sie dobra wola i zaczac dawac kase oraz w miedzyczasie powinnismy sie dogadac w sprawie rozwodu. Slowo daje nie wiem dlaczego sie nie mozemy dogadac. Sekretarka pani sedziny powiedziala, ze nawet jezeli sie dogadamy rozwod nie bedzie sfinalizowany predzej niz do roku czasu.
Chyba latwiej rzeczywiscie byloby wrocic do siebie hahaha.